niedziela, 17 listopada 2013

Wejście smoka, część druga.

       - Doszły mnie słuchy, że w raju pojawił się kryzys – stwierdził Michał zza zmatowiałej szyby prysznica.
      Piłowałam akurat paznokcie i tak mnie to zbiło z tropu, że ukłułam się ostrym czubkiem pilniczka w palec.
      - I kto to mówi – prychnęłam ze swojej pralki w przeciwległym rogu.
      - I tak długo ze sobą wytrzymaliście. Ile to było? Trzy lata?
      - Ponad trzy – poprawiłam go po dłuższej chwili głębokiego namysłu. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że przeżyję z Kurkiem taki szmat czasu, tobym mu nie uwierzyła. – Aż w końcu zachciało mu się zwiedzać świat.
      Poły kabiny prysznicowej rozsunęły się lekko i zza jednej z nich wyłoniła się wyjątkowo poważna głowa Winiarskiego.
      - Nie zabrał cię ze sobą?
      - Chciał, oczywiście, że chciał – machnęłam ręką i założyłam nogę na nogę – ale tak się składa, że Rosja nie jest pierwsza na liście miejsc, które chciałabym zwiedzić.
Michał grzecznie czekając aż się wyniosę, żeby mógł się ubrać w ręcznik, niemal się uśmiechnął.

      - Myślałem, że lubisz zmiany.
      - Bo lubię. Dlatego postanowiliśmy od siebie odpocząć.
      Między nami było wszystko okej. Tak przynajmniej sobie powtarzałam.
      Oboje z Bartkiem postanowiliśmy zrobić coś dla siebie. On poleciał do klubu w Rosji, ja zostałam w Polsce. Rozstaliśmy się kulturalnie, jeszcze odwiozłam go na lotnisko i pocałowaliśmy się na pożegnanie. Ale oboje w żołądkach czuliśmy, że to nie jest to samo. On wybrał siatkówkę, ja niezależność.
      Choć byłam stale jego przyjaciółką, od tamtej pory ze sobą nie rozmawialiśmy.
      - Nie trzeba było przyjechać? – zapytał troskliwie i chyba zorientował się, że nie zamierzam wynosić się z łazienki, bo nie ważąc na moją obecność, wyszedł z kabiny i powędrował taki nagi aż pod drzwi, obok których siedziałam, żeby zabrać z nich ręcznik dla siebie. 
      Kulturalnie nie odrywałam wzroku od jego twarzy, albo własnych paznokci.
      Wzruszyłam ramionami.
      - Zadzwoniłam do Jarosza. Ale akurat rodziło mu się dziecko. A potem do Bartmana, ale byli z Joasią w górach. Ach, i jeszcze do Możdżonka, ale był na ślubie Hanki ciotecznego brata przyjaciółki czy coś takiego.
      Uśmiechałam się, ale on wszystko wiedział. On zawsze wszystko wiedział, więc nie protestowałam, kiedy – jeszcze całkowicie mokry – objął mnie jednym ramieniem, oparł brodę na czubku mojej głowy i westchnął:
      - Zestarzeliśmy się, Słomeczko, co? – i jak zwykle miał rację.

      Wytarłszy włosy ręcznikiem, obrzucił pokój zaskoczonym spojrzeniem.
      - Posprzątałaś?
      - A miałam inne wyjście? Chyba nie zamierzałeś przyjmować gości w tym syfie.
      Michał miał naturalnie ciemną karnację, a na dodatek opalił się trochę w trakcie wakacji, ale w tej chwili wydawał mi się blady jak prześcieradło.
      - Kogo zaprosiłaś?
      - Mariusza, Plinę. Powiedziałam, żeby wzięli ze sobą kogoś, nawet nie wiem kogo macie teraz w Skrze. Od czerwca przestałam zwracać uwagę na Plusligowe transfery.
      To było nawet zabawne jak Winiarski obrzucił mnie współczującym spojrzeniem, zważywszy, że był w samym ręczniku i cały ociekał wodą. Woda parowała z jego ramion i ściekała po torsie. Jasne, Misiek nie miał takiego absa jak Bartek, ale nie pamiętałam, kiedy ostatni raz widziałam półnagiego faceta, który mi współczuł.
      A w zasadzie pamiętałam. I było to bardzo dawno.
        Nagle Michał uśmiechnął się smutno i pociągnął mnie lekko za warkocz, opadający luźno na ramię.
      - To po prostu strasznie dla ciebie typowe, Hladikova – stwierdził z krzywym uśmieszkiem. – Jak zwykle przejmujesz się wszystkim dookoła, nie ważąc na własną sytuację.
      Ciągle nie wiedziałam, co jest pięć. Przyjaźniliśmy się, Michał został rozwodnikiem i potrzebował mnie, a ja nie miałam nic lepszego do roboty, więc doszłam do wniosku, ze mu pomogę.
      Och, no tak. Nie miałam nic do roboty, bo rozstałam się z Kurkiem. Z tą zasadniczą różnicą, że to ja zostawiłam Bartka, podczas gdy Dagmara wystąpiła o rozwód sama.
      Całe szczęście nie musiałam przypominać o tym Michałowi, bo zadzwonił dzwonek do drzwi.
      Rzuciłam spojrzenie na zegarek i zdałam sobie sprawę, że mamy małe opóźnienie.
      - Idź się ubierz – rzuciłam w niego perfekcyjnie wyprasowaną koszulą – ja tymczasem pójdę otworzyć.
      - Boże – wymamrotał Michał na poły wściekły, na poły przerażony sytuacją, którą zainscenizowałam. – Powiedz jeszcze, że zamówiłaś prostytutki, to chyba cię zabiję.
      Wywróciłam oczami, krzywiąc się mimowolnie.
      - Wiesz doskonale, że nigdy nie pociągały mnie kobiety.
      A potem uśmiechnęłam się olśniewająco.
      - Zamówiłam striptizera.


      Maniek rzucił mi się na szyję, jakby nie widział mnie cztery lata, a nie siedem miesięcy.
      Cóż, przypomniałam sobie z rozbawieniem, rzeczywiście nie mieliśmy okazji spotkać się podczas sezonu reprezentacyjnego – bo jedynym celem dla którego Mariusz mógł odwiedzić Spałę była wycieczka krajoznawcza w nadziei, że kierownik wypuści go na salę treningową, żeby sobie pozwiedzał – a odkąd Kurek wyjechał do Rosji do klubu, nie bywałam już tak często w Bełchatowie, więc może naprawdę mógł się stęsknić.
      - Cześć, kotku – powiedziałam ze śmiechem, a kiedy wpuściłam ich już do środka, zajęłam się poznawaniem reszty. Byli Kłos z Wroną (Andrzeja poznałam jako Biało-Czerwonego a Karola w zeszłym sezonie Skrowym), Stephane Antiga, który uśmiech miał nawet bardziej czarujący niż ja, Maciek Muzaj („Cześć, dzieciaku”), Zatorski, który jak zawsze peszył się na mój widok i piękny brunet.
      - Facundo Conte – przedstawił się pięknym, głębokim głosem, wpatrując się w moje oczy w sposób w jaki już nikt od dawna się nie wpatrywał.
      Uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust i rozejrzałam po zebranych.
      - A Pliński gdzie?
      W tym samym momencie usłyszeliśmy niepochlebny komentarz z salonu.
      Winiarski mieszkał w małym klubowym mieszkaniu, bo choć Dagmara podczas rozwodu wzięła winę na siebie (i z ich częstochowskiego wielkiego domu nie zabrała nawet kubka, czy widelca), to Michał nie umiał tam mieszkać. Tu, w klubowym była jedna sypialnia, kuchnia, łazienka i pokój gościnny z naprawdę ogromnym telewizorem i sprzętem stereo.
      Daniel stał przed dużą, beżową kanapą i obmacywał się po tyłku.
      - Ach, właśnie – parsknęłam śmiechem – zapomniałam wam powiedzieć, że kanapa jest mokra. - Bo chociaż podłogę wytarłam to z sofą i pięcioma litrami wody, które w nią wsiąknęły, nie byłam już nic w stanie zrobić. - Będziemy musieli się przenieść do kuchni i usiąść przy stole jadalnym.
      - Mieliśmy oglądać mecz – stwierdził w odpowiedzi Zatorski, co jak na niego było śmiałym posunięciem.
      - Cóż – usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam tego samego pięknego Apollina co cztery lata wcześniej w Spale, z tą różnicą, że tym razem nie miał na sobie reprezentacyjnej polówki, a czarną, doskonale skrojoną koszulę i wytarte, stare levisy. W ręku trzymał dwie butelki wódki i wzruszył tylko niewinnie ramionami. – Będziemy musieli poradzić sobie bez meczu. 

      Kiedy dwie puste zerosiódemki stały już pod jadalnym stołem w klubowym mieszkaniu Winiarskiego, chłopakom się przypomniało, że przecież mieli oglądać mecz.
      - Ja sprawdzę wynik! – powiedział heroicznie Maciek Muzaj, wstał, zrobił pół kroku i z powrotem opadł na krzesło, nieomal się przy tym zabijając.
      Wymieniliśmy z Winiarskim odpowiednie spojrzenia. Ja wykazałam należytą skruchę, natomiast on oskarżył mnie o wszystkie popisy, których dopuścił się przeze mnie Maciej. Na swoje usprawiedliwienie miałam tylko to, że niczego na tym chłoptasiu nie próbowałam ugrać. W ogóle starałam się przerzucić na męski tryb myślenia, a jeśli mi nie wychodziło to była to wyłącznie wina pana Facundo, który wpatrywał się we mnie zbyt często i zbyt intensywnie.
      - My z Mariuszem sprawdzimy wynik – stwierdził Michał tonem wyraźnie dającym Wlazłemu do zrozumienia, że powinien uciekać w podskokach.
      Pospiesznie ruszyłam za nimi, żeby w razie czego wziąć winę na siebie – bo to przecież ja kazałam Mańkowi zabrać ze sobą kogo tylko się da – ale mój współpracownik w tej zbrodni wziął sprawy w swoje ręce.
      - Opowiem ci dowcip, chcesz, Misiu? Opowiem ci. Co to jest duże, szare i nie rodzi dzieci?
      - Nie wiem, Mariusz… - westchnął ze zniecierpliwieniem Winiarski, ale Wlazły przerwał mu od razu, nie dając powiedzieć nic więcej.
      - Parking! – zawołał nerwowo, próbując wyrwać ramię z żelaznego uścisku. – A wiesz co mają wspólnego ziemniak z pomidorem? Oba są czerwone z wyjątkiem ziemniaka!
      - Mariusz, przecież to jest dzieciak – ciągnął ciężko Michał, nawet nie próbując udawać, że suchary Mańka go bawią, co, według mnie, było dość niekulturalne. – Co ja powiem jego matce jak on w takim stanie wróci do domu? A zostawić go na pewno nie zostawię, bo po pierwsze nie mam go gdzie położyć, a po drugie jest Słomka.
      Schowana w korytarzu pod drzwiami, zrobiłam zainteresowaną minę, co też chciał przez to powiedzieć.
      - A wiesz jak się nazywa rodzic transseksualisty? 
      - Tak, wiem, transparent – Michał wywrócił oczami i spojrzał na przyjaciela wymownie. – Więc? Co zamierzasz zrobić z tym nagrzmoconym małolatem w mojej kuchni?
      - Przecież nie mogę go zabrać ze sobą do domu – Maniek wbił w niego zdumione spojrzenie. – Paulina by mnie chyba zabiła. Nie wiem, można by pogadać z Conte, żeby go u siebie przenocował?
      - Czy właśnie usłyszałem własne nazwisko?
      Podskoczyłam w ostatniej chwili zatykając sobie usta ręką, żeby powstrzymać zbierający mi się na języku dziki wrzask. Serce waliło mi jak oszalałe nie tylko dlatego że Facunco śmiertelnie mnie przestraszył, ale też dlatego że nakrył mnie jak podsłuchuję.
      Nie sądziłam, żeby chłopaki zwrócili na nas specjalną uwagę. Byli zajęci znalezieniem lokum dla Muzaja, oraz zerkaniem jednym okiem na mecz Jurka Janowicza, który ogrywał Nadala.
      No i byli podpici. Ich percepcja po prostu nie działała optymalnie.
      - Cóż – mruknęłam zdumiona i trochę skonsternowana – nie powinniśmy chyba rozmawiać o tym w korytarzu.
      - Masz rację – odparł swobodnie i wskazał mi uchylone drzwi od sypialni. Uniosłam jedną brew, ale nie w moim stylu było odmawianie odosobnienia takiemu facetowi, więc posłusznie weszłam. Usiadłam na skraju łóżka, a on splótł ręce na piersi, przez co jego imponujące bicepsy powiększyły się jeszcze bardziej pod krótkim rękawem czarnego t-shirtu. – Więc? Czy to było moje nazwisko?
      Odkąd byłam z Kurkiem nie uwodziłam – a przynajmniej nie na poważnie – żadnego faceta i ciekawa byłam czy stale to potrafię.
      - Może – uśmiechnęłam się tajemniczo, odchyliłam do tyłu i założyłam nogę na nogę.
      - W takim razie – uniósł wyczekująco brwi, uśmiechając się lekko pod nosem, jakby rozbawiony moim małym flirtem – przetłumacz mi na angielski o co chodziło. Proszę.
      - A co będę z tego miała?
      - A co chcesz? – spytał śmiało, a kiedy nie odpowiedziałam w żaden sposób, sam podjął decyzję.
      Nie wiem czy to była wina wyłącznie alkoholu, ale kiedy poczułam na sobie dziewięćdziesiąt kilo jego ciała, trochę się pogubiłam.
      Czułam dwie umięśnione ręce oparte o łóżku po obu stronach mojej głowy, duszące perfumy (skąd on je miał? Przecież te, które kupiłam mu na urodziny były delikatniejsze i słodsze.) opanowujące te przytomniejsze strefy mojego mózgu, język wsuwający mi się powoli do ust i zaczęłam się zastanawiać od kiedy Bartek przy całowaniu tak bardzo drapie mnie zarostem.
      A potem otworzyłam oczy i sobie przypomniałam.
      Nie całowałam się z Bartkiem i już nigdy prawdopodobnie nie miałam.



A teraz wszyscy razem chórem dziękujemy Yekaterinie za przepisanie i jak tak dalej pójdzie to chyba błagamy też, żeby i następną częśc przepisała...
A będzie się działo.
Katuś, ja ci to wszystko oddam w naturze.
Ps. Kocham Was za cierpliwość!