wtorek, 25 czerwca 2013

Cambio dolor.

      Życie kelnerki jest ciężkie.
      Życie kelnerki muszącej nosić sombrero i słuchać latynoskiej muzyki jest jeszcze cięższe.
      Życie kelnerki z sombrero obsługującej hordy rozwrzeszczanych siatkarzy przy akompaniamencie prawie-latynoskiego brzdąkania swojego ojca to już istny materiał na antyczną tragedię.
      – E, Milagros!
      Nie, nie mam na imię Milagros. Po prostu pan siatkarz Zatorski wierzy w każde słowo swoich kolegów, którzy najwidoczniej równie dobrze co ja wiedzą, że jest debilem.
      – Czego? – warknęłam, trzaskając menu o stolik, a Kłos z wrażenia dostał czkawki. – A ty – wycelowałam palcem w rozchichotanego Plińskiego – jeszcze raz mu powiesz, że jestem Milagros, Margarita czy inna Frederica, to ci dorzucę do drinka…
      – Pigułki gwałtu! – zgadł radośnie Woicki.
      – Czegoś na przeczyszczenie.
      – Cambio doloooooooooor por libertaaad – skwitował śpiewnie Winiarski, bo, jak zauważyłam, od czwartego drinka tylko taki był jego wkład w konwersację.
      – No na co się gapisz? – warknęłam do kolesia, który był nowy, a skoro był nowy, to trzeba było go utemperować, póki była okazja.
      – Oho – parsknął Bąkiewicz – Aniołek się zbuntował.
      – Nie krzycz na Aleksa, bo i tak cię nie rozumie – dodał Wlazły na kompletnym chilloucie i popatrzył na mnie, przekrzywiając głowę. Lubiłam go. Był jedynym człowiekiem z tej bandy, którego naprawdę lubiłam, bo sprawiał wrażenie, jakby był wiecznie na haju. Miał takie powolne ruchy, jakby go nic nie obchodziło. I zawsze mówił do mnie Jude, odkąd usłyszał, jak śpiewałam Beatlesów, myjąc podłogę. Lepiej, żeby nazywali mnie Jude aniżeli Milagros. Chyba, że w zadośćuczynieniu dostanę Facundo Aranę, wtedy przemyślę całą tę propozycję.
      – Czemu miałby mnie nie zrozumieć? – spytałam, zanim pomyślałam, a potem pomyślałam, pokojarzyłam i palnęłabym się w czoło, gdybym nie trzymała w rękach tacy z ośmioma piwami.
      – Gdyż, ponieważ, albowiem – rozpoczął uroczyście Daniel, unosząc znacząco wskazujący palec, który jednocześnie wskazywał na jego stan… wskazujący. – Eee…
      – Panu już dziękujemy – przerwał mu Wlazły i wcisnął krążek cebuli na rzeczony palec, co ponownie doprowadziło Plinę do chichotu, bo to jak mini hula-hop. 
      Na Boga, kogo ten ojciec sprowadzał do restauracji?
      – Cambioooo… – zaczynał Winiar, jak za każdym razem, kiedy nadarzyła się sekunda ciszy.
      – Zamknij się – burknęłam, bo to wcale nie jest prawda, że trzeba być miłym dla klientów. – Czego chcieliście, bo nie mam czasu?
      – Ej, ej, a… aa… aniołku – wymamrotał Bąku ze zmarszczonymi brwiami – ty nie…
      – Powtórz – syknęłam, na co on zmrużył oczy i spytał Kłosa, o co chodzi. Zatorski za to cieszył się jak kretyn, którym był.
      – Nie wiem, czego chcą moi koledzy – odezwał się ktoś za moimi plecami – ale ja bardzo prosiłbym o ciebie na wynos.
      Trochę mnie wzdrygnęło, ale automatycznie spojrzałam, co za upiór za mną stoi, lecz równie dobrze mogłabym tego nie robić, bo dokładnie w tym samym momencie Kłos krzyknął:
      – Kurzysko!
      A razem z nim Winiar:
      – Cambio dolor!
      Kurzysko, czyli tak naprawdę Bartek Kurek, uniósł wysoko brwi i, chichocząc, zerknął na mnie.
      – Ile oni już tu siedzą, że się tak załatwili? Z pół godziny?
      Miałam mu powiedzieć, że to było nieśmieszne ani nawet nietragiczne, ale Paweł Zatorski – chociaż siedział pod ścianą wciśnięty między zawodzącego Winiara a kręcącego cebulą kółka na palcu jak hula-hop Daniela Plińskiego – poderwał się na równe nogi i wyciągnął dramatycznie ręce w stronę Kurka, wołając:
      – Klejnocie koronny mego serca!
      – Aż tak? – zaśmiał się z uznaniem Bartosz Kurek. – Jeśli aż tak, to chyba spóźniłem się z kwadrans.
      – Stary, my jesteśmy tutaj z misją! – obruszył się Wujek, a nowy próbował się dowiedzieć what’s going on, więc Bąku przyszedł mu z pomocą:
      – Kurek przyjechał – odparł rzeczowo, na co tamten rozdziawił usta w niezrozumieniu, więc Pliński wcisnął mu w nie swoją cebulę.
      To była szansa, żeby odejść. Cichutko zostawić tacę, odwrócić się i zniknąć niczym rasowy ninja, korzystając z zamieszania. Zator tulił się do kurkowych nóg, Winiarski śpiewał, Daniel chichotał, a Mariusz jak zwykle miał wszystko gdzieś. Idealnie.
      – Dolores! – Bąkiewicz. Co za menda.
      – Jaka to misja? – spytał Kurek, zanim zdążyłam rozbić jego koledze kufel na głowie. Uwolnił się już z macek swojego wielbiciela, uprzednio stosując środki perswazji takie jak groźby, że wepch… zrobi mu krzywdę.
      – Ta misja nosi nazwę JUDE – wyjaśnił ochoczo Wlazły, a ja zapłakałam w duchu, bo to nie wróżyło nic dobrego.
      – I? – dopytał Bartosz, przyjmując obronną postawę, bo Zatorski podejrzanie na niego spoglądał.
      – I chodzi w niej o Jude.
      – Dolores – poprawił go jeden z Michałów.
      – Milagros! – oburzył się Kłos.
      – Esmeralda! – wrzasnął radośnie Pliński, a wszyscy zamilkli, więc Winiar już brał oddech…
      – Zamknij się – powiedzieliśmy zapobiegawczo równo z Kurkiem. Gdyby nie był siatkarzem, rzuciłabym mu porozumiewawcze spojrzenie… zza sombrero. Nie, tak czy siak bym tego nie zrobiła.
      – Zatem… – Kurek oderwał ode mnie wyczekujący wzrok, pewnie jednak licząc na jakiś gest pojednania, bo w końcu się zmówiliśmy i tyle nas łączy, ale nie dane mu było skończyć.
      – Zatem, więc, toteż – wyrecytował Daniel Pliński, nadworny znawca synonimów. – Gdzie jest moja cebula? – zainteresował się nagle, a Mariusz obojętnie rzucił, że przecież Aleks zjadł.
      Oskarżycielskie Ukradłeś moje hula-hop! ODDAJ! mieszało się z rozpaczliwymi Wait, ale… hej, Daniel!, lecz nikt nie garnął się do pomocy. Kurek odwrócił wzrok, jakby mu było wstyd za to, że zna takich ludzi, a Wlazły skutecznie odparł oskarżenia Zatorskiego o bycie konfidentem jednym spierdalaj:
      – Ty wredny, podstępny, dwulicowy kolaborancie. Ty konfidencie skończony, zdradziecka świnio, wstydziłbyś się!
      – Spierdalaj.
      – Jezu, co za rodzina – mruknęłam pod nosem. Miałam chytry plan. Miałam zrobić obrót na pięcie i uciec, ale mój pokaz umiejętności musztrowych skończył się zaryciem nosem o tors Kurzastego. Uniosłam ręce w geście sprzeciwu. – Dopiero co stałeś tam!
      – Madafakin' nindża – odparł dumnie, a ja mu na to:
      – Zaraz ktoś rąbnie cię kartą dań przez łeb.
      I kiedy odwrócił się, gotów obezwładnić każdego przeciwnika, uniosłam broń i wymierzyłam cios za sto punktów, po czym dodałam ze zdumieniem:
      – Madafakin' Nostradamus.
      Nie wdając się w zbędne konwersacje z jakimkolwiek siatkarzem i pozostawiając w tyle te straszne, stosunkowo obsceniczne rzeczy, które działy się przy stolikach 7, 8 i 9, schowałam się w Narnii, czyli na zapleczu.
      I to już totalnie nie było zabawne, gdy Kurek tam stał.
      – Co ty robisz?! – zawołałam zdruzgotana. Włazi to takie brzydkie, uszate na teren przeznaczony wyłącznie dla pracowników, nie wiadomo którędy, nie wiadomo po co, i wygląda jak półtora miliona nieszczęścia.
      Bartosz Kurek musiał pomyśleć nad tym pytaniem.
      – Chowam się – odparł zwyczajnie. – Nie zrozum mnie źle, bardzo ich kocham i są super, ale próbowałaś przebywać z nimi kiedyś po pijaku?
      Aż usiadłam na skrzynkach z winem.
      – Wyobraź sobie, że tak – parsknęłam. – Czego chcesz?
      – Przewaletuj mnie – stwierdził zwyczajnie, błyskając bielą zębów, za które pewnie zapłacił grube tysiące. – Miałem spędzić noc u Zatora, ale sama rozumiesz...
      Właściwie nie rozumiałam. Ja nawet nie chciałam tego rozumieć. Stałam przed nim, zapowietrzona, nie wiedząc, co powiedzieć, gdy wpadł Kłos.
      – A wy tu co? – zapytał, przeciągając samogłoski i sugestywnie poruszając brwiami. Jak ja ich nie znosiłam. – Francesca, twój padre zostawił ci karteczkę – tu radośnie pomachał karteczką – i wyszedł.
      Wyszedłem, napisał mi szczegółowo mój tatuś. Cudownie, tato, dzięki, nie domyśliłabym się.
      – No, idziemy – zarządził Karol, ciągnąc Kurka za ucho. – Ty Kurku!
      Dzwoneczek u drzwi zadzwonił, a ja się prawie przewróciłam. Sama, z bandą pijanych siatkarzy na głowie, miałam przyjmować gości.
      W progu stanęła Paulina Wlazły. Bąkiewicz aż zagwizdał. Maniek za to nagle stracił swą obojętność.
      – Mariusz!
      – Ojej – zdołał tylko wymamrotać i zaczął się szamotać, biegnąc do niej na łeb, na szyję. Pliński skwitował to złośliwym chichotem, który ucichł, gdy jego żona stanęła tuż przed nim.
      – Biedacy – ziewnął Zatorski i cielęcym wzrokiem zmierzył Kurka, który chyba chciał się za mną schować.
      Jednak Winiarskiego od śpiewania nawet żona nie odciągnęła.
      – Cambio dolor – zapiał cichutko, trochę żałośnie, i dał się wyprowadzić, nie oddając sombrero.
      Lokal opustoszał. Poszłam zakluczyć drzwi, pomachałam nawet Klosowi i odetchnęłam z ulgą.
      – To jak?
      Kurek stał naprzeciwko z szerokim uśmiechem. Boże.
      – Dobra – warknęłam – ale śpisz na kanapie.
      Kurzysko uśmiechnął się szeroko i prawie w podskokach zaczął ciągnąć mnie już do wyjścia.
      – Tak w ogóle to miło mi. Bartek.
      – Anka.




Tak się dzieje, kiedy jest już po północy i Aroma mówi mi: "Napiszmy coś". Napisałyśmy. Ja, wiecznie śpiąca beta, bardzo to lubię i mam nadzieję, że Wy też polubicie.
Podziękujcie Aromie za to, że mnie tak skutecznie molestuje.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Miłość to miłość.

  Miała na sobie białą, luźną koszulę z głębokim, trójkątnym dekoltem i pufiastymi rękawami zapiętymi w nadgarstkach masywnymi bransoletami. Czarne, garniturowe spodnie z wysokim stanem lały się w dół niekończących się nóg szerokimi nogawkami, prawie zupełnie zakrywając monstrualnej wysokości szpilki. Wyglądała seksownie i elegancko, a do tego była tak piękna, że panowie nie mogli oderwać od niej wzroku. 
   Przechodząc przez dywan, musiała zasłaniać oczy dłonią, bo przez wrzaski i błyski fleszy fotoreporterów prawie traciła kontakt z rzeczywistością. Igła trzymał ją mocno w pasie, patrząc ze skupieniem, które Mariusz rozumiał. Gdyby on miał taką piękną kobietę, również na pewno nie odrywałby od niej wzroku.
   - Mściwa suka.
  Piter i Mariusz zerknęli na Michała, który z miną pełną abominacji odwrócił się na pięcie i odszedł w bliżej nieznanym kierunku. Chłopcy wymienili spojrzenia, ale nic nie powiedzieli. W ogóle trudno było im odnaleźć się w tej sytuacji. Była cholernie niesprawiedliwa. Nie zmieniło to faktu, że gdy przyszło im wybrać, uznali za oczywistą tylko jedną ze stron.
  Igła mimo całego swojego chamstwa, cynizmu i specyficznego poczucia humoru, pałał do ludzi - szczególnie do byłych przyjaciół - ogromnym szacunkiem, więc gdy razem z Dakotą ich mijali, skinął na powitanie głową, a ona powiedziała kulturalne "dobry wieczór".
   Chłopaki nie zdążyli nawet odpowiedzieć, a tamci już stali przy Justynie Kowalczyk, z gestów wnosząc, rozmawiając o minionym ślubie sportsmenki. W końcu jakaś dziennikarka poprosiła Igłę o wywiad, więc trzymając się mocno za ręce podeszli na ściankę.
  - Michał - Piter pociągnął go za rękaw marynarki, gdy tamten zagajał jakąś interesującą kelnerkę roznoszącą szampana. - Chodź, już sobie poszli.
  - Tu nie chodzi o to czy oni mnie miną, czy nie - powiedział powoli Michał, pochylając się do przyjaciela z powagą - Po prostu nie wierzę, że ta suka miała tyle tupetu, żeby się tu w ogóle pokazywać.
   - Ale, Misiek...
  - Słucham, Pit?! - zapytał z naciskiem, nie dowierzając, że kumpel wynalazł jakiekolwiek "ale".
  - Nie krzycz na mnie - powiedział szybko Nowakowski, robiąc mimowolny krok w tył.
  - Nie krzyczę - warknął Michał przez zaciśnięte usta.
  - Krzyczysz. A to nie moja wina, że się rozstaliście. Ani tym bardziej, że ciągle ją kochasz.
  - Nie kocham jej - oznajmił z gorzkim śmiechem, wychylając na raz całą lampkę szampana. - To było dawno i nieprawda.
  - Więc czemu wściekasz się na Igłę, że są ze sobą? - zapytał bezradnie.
  - Tu nie chodzi o to - przytknął rękę do czoła, żeby nie zacząć wrzeszczeć, bo nie miał najmniejszego zamiaru użerać się mazgającym się Piterem. - Jezu, czemu wy mnie nigdy do cholery nie słuchacie? Mówiłem...
  - Że według ciebie Dakota jest z nim po to, żeby się na tobie zemścić - powtórzył jak definicję. - Ale co to za zemsta?
  - Nie wiem - Michał wziął kolejny kieliszek - Nie mam pojęcia co kombinuje, ale jestem pewien, że w końcu coś zrobi.
  Pit westchnął ciężko i choć z całego serca nienawidził szampana, chwycił jedną lampkę, bo nie znosił tego tematu, wściekłego Michała i jeśli już na niego tym razem spadła kolej ogarniania przyjaciela, to nie zamierzał tego robić na trzeźwo.
  - A może oni się rzeczywiście kochają? - zapytał głupio i od razu tego pożałował, bo Michał parsknął ironicznie.
  - Och, tak, zupełnie przypadkiem spotkali się na ulicy i wpadli sobie od razu w ramiona. Pit, ona nie jest nawet publiczna!
  - Czemu sądzisz, że Igła miałby być z kimś publicznym?
  - Tu nie chodzi o Igłę tylko o nią! - wykładał Winiarski, mocno gestykulując. - Co za cudowny zbieg okoliczności. Widzisz ty w ogóle jak ona wygląda? Mogłaby mieć każdego, a zakochała się akurat w Igle, jasne.
  Kłos, który chwilę wcześniej podszedł, wsparł Pitera w tej z góry przegranej bitwie, pytając:
  - A dlaczego nie? 
  - Bo to Igła!
  Między trójką przyjaciół zapanowała martwa cisza, co było niesamowite, bo wokół kręciło się tyle ludzi, że nie słychać było własnych myśli.
  Michał zrozumiał swoje obrzydliwe faux pas i przetarł twarz dłonią, ciężko wzdychając.
  - Chłopaki, ja po prostu nie wierzę w czystość jej zamiarów. Sami widzicie, do czego już doprowadziła. Przez nią nie odzywamy się do Igły prawie pół roku.
  - Nie przez nią, tylko przez ciebie.
   Michał, zupełnie oniemiały, uniósł na Mariusza zdruzgotany wzrok. Czuł, że w tej rozmowie był słabą stroną, bez argumentów i z obrzydliwym uprzedzeniem, ale gdy Kubiak z Wlazłym podchodzili, sądził że przyjaciel mu pomoże. A tymczasem wepchnął mu w bebechy zardzewiały pogrzebacz.
  Maniek skupił na sobie całe spojrzenie przyjaciela.
  - Michał, kocham cię, naprawdę, ale to ty z nią zerwałeś. Na dodatek kupę czasu temu, a teraz nawet nie pozwoliłeś nam jej poznać. Nie masz nawet pojęcia, czy się od tego czasu nie zmieniła. Nic nie wiesz, a my razem z tobą, bo nawet nie chcesz z nami o tym rozmawiać. Poważnie, stary? Uważasz, że mogłaby się na tobie mścić? Poważnie byłeś kiedyś z taką intrygantką?
  Długi, szczery, troskliwy i przede wszystkim słuszny monolog Mariusza wcale nie poprawił Michałowi humoru. Jakby mało było tego, że poczucie błędu dręczyło go od jakiegoś czasu, to teraz wszystko się jeszcze pogorszyło, bo przecież Michał doskonale pamiętał Dakotę z okresu, kiedy byli parą. Była inteligentną, ciepłą, zwariowaną dziewczyną, która jak nic kochała ludzi i nigdy nie oceniała nikogo z góry, nawet najgorszych degeneratów i chuliganów. 
  Ale po pierwsze - co taka dziewczyna robiłaby z cynicznym, rubasznym Igłą?
  I po drugie - na zdjęciach, nagraniach i tego dnia tam na gali, zupełnie nie przypominała siebie. Była perfekcyjna, zimna i wyrachowana.
  Michał czuł się tak źle jak to tylko możliwe. Najchętniej wyszedłby stamtąd w pizdu i już nigdy nie usłyszał o żadnej cholernej Dakocie Bator, ani o czymkolwiek. Potrzebował wódki i Bacha.
  - Rozumiem, że nie chcesz się z nią widzieć i nikt cię do tego nie zmusza, ale daj nam z nią porozmawiać - powiedział łagodnie Kubiak i wtedy Michał dostał już ostatecznego rozpadu wewnętrznego, bo jeśli Kubiak zamiast kręcić się w okół swojej ślicznej Moniki, wolał poznawać   Dakotę, to Winiarski musiał znaleźć się w jakimś równoległym świecie. 
  Uniósł obie ręce i machnął nimi zamaszyście.
  - A róbcie co chcecie - i odszedł w stronę patio, gdzie urzędowali palacze.
  - Powinniśmy za nim iść? - zapytał Pit na skraju załamania, ale Kłos pokręcił tylko głową.
  - Niech ochłonie - poparł go Kubiak - i tak nie przyzna się do błędu.
  - Co powiemy Igle? - martwił się dalej Piter.
  - Nie wiem - Maniek objął go ramieniem i uśmiechnął się pokrzepiająco - będziemy improwizować.
  - Będziemy próbowali się pogodzić, czy po prostu podejdziemy, obczaimy pannę i urwiemy się pod pretekstem szukania Miśka? - Kubiak potoczył po kolegach swoim psim wzrokiem.
   - Będziemy próbowali się pogodzić - postanowił grupowo Kłos - jak to się skończy, zobaczymy. Albo zostaniemy zbiorową ofiarą wendetty najseksowniejszej laski wszech-czasów, albo mściwych żartów Miśka.
  - Martwię się o niego - powiedział Piter, spuszczając głowę.
  - To duży chłopiec - powiedział z przekonaniem Maniek - poradzi sobie.
  Zebrali się w sobie i niewiele myśląc postanowili, że nie ma co zwlekać. Podeszli zorganizowaną grupą do Igły i jego ślicznej, choć posągowo nieruchomej dziewczyny, a Kłos powiedział:
  - Cześć, Igła.
  Ignaczak westchnął krótko.
  - O Boże, Złotopolscy! Można prosić o autograf?
  Chłopaki uśmiechnęli się z zażenowaniem, ale jednocześnie z nadzieją, bo skoro Igła zdobył się na swoje głupie, złośliwe żarty, zamiast odpowiedzieć im jakoś perfidnie grzecznie, to może były jakieś szanse na pokojowy pakt. Tak przynajmniej wmawiał sobie Mariusz.
  - To ja pójdę do Piłkarzy - powiedziała Dakota, prostując swoją nienaganną sylwetkę z nogami jak szczudła i zrobiła krok w stronę zespołu, który, co zapewne wiedziała, był najwyższym płotkiem do przeskoczenia na trasie siatkówki jako sportu narodowego.
  Pit odnalazł w niej pierwsze zalążki mściwości, o których tak uparcie rozprawiał Misiek. Pit nie lubił mściwych ludzi, bał się ich.
  - Nie, zostań - zawołali chóralnie Kłos z Kubiakiem, a Piter ostrożnie schował się za plecami Mańka.
  - Tak, zostań - powiedział z ironicznym entuzjazmem Igła - będzie fajnie.
  - Chcieliśmy się poznać - powiedział ugodowo Mariusz.
  - To są chłopaki, a to jest Dakota, moja... - Igła zamilkł na chwilę, szukając odpowiedniego słowa, aż w końcu zwrócił się do swojej lubej. - Jak on to powiedział?
  - Narośl - odrzekła ze stoicką obojętnością.
  - O, właśnie! Narośl! - to powiedziawszy udał się rozgląda - Swoją drogą, gdzie jest Misiek? Bał się jakiegoś spektakularnego odwetu?
  - Spokojnie - odezwała się znów Dakota i wtedy Mariusz uzmysłowił sobie jak niski i głęboki miała głos. Poczuł się jakby go ktoś owijał satyną. - do tej torebki mieści się tylko paczka papierosów, więc... Chociaż nie - zreflektowała się w taki sposób, jakby przyznała Michałowi niechętnie rację. - Bierne palenie. Też ponoć zabija. Jestem złośliwa, przepraszam. Przyszliście pogodzić się z Igłą i bardzo wam za to dziękuję w akcie czego zostawię was samych i pójdę zapalić - i tym razem już się nie zatrzymała, tylko wyszła z foyer, wyglądając przy tym wdzięczniej i bardziej dostojnie, niż większość zgromadzonych gwiazd sportu.
  - Jest piękna - Kłos stwierdził to, co nie ulegało żadnym wątpliwościom.
  - Tak - potaknął Kubiak - idealnie harmonijna, jakby ją ktoś narysował.
  - Co ona w tobie widzi? - Mariusz z niedowierzaniem podrzucił ręce. - Jesteś gruby, brzydki i mało sympatyczny.
  Igła przez chwilę, która ciągnęła się Mańkowi w nieskończoność, tylko patrzył dawnemu kumplowi w oczy. A potem zrobił coś, na widok czego Wlazły miał ochotę płakać - uśmiechnął się swoim leniwym, ironicznym uśmieszkiem.
  - Ale przynajmniej nie klepię się już z kolegami po tyłkach.
  Ledwie to powiedział, a dłoń Kubiaka wylądowała na jego pośladku z głośnym klaśnięciem. Przyjmujący aż potrząsnął ręką, tak silny cios wymierzył.
  - Oszust - wytknął mu wesoło Pit i chyba planował coś jeszcze powiedzieć, ale cokolwiek to było miało pozostać dla chłopaków wieczną tajemnicą, bo ktoś otworzył drzwi do głównej auli i oczy Nowakowskiego zaświeciły się jak bożonarodzeniowa choinka. - Chodźmy jeść!
  - Chodźmy - potaknął Mariusz z szerokim uśmiechem. - Jak dobrze pójdzie, Dakota cię nie znajdzie przed końcem gali i nikt nie zrobi wam wspólnego zdjęcia. Biedactwo nie będzie się wstydzić.
  Igła wycelował pięścią w jego krocze, ale Wlazły zdążył odskoczyć i to rozradowało go jeszcze bardziej.
  - Ona się mnie nie wstydzi, ona mnie kocha! - powiedział dumnie Igła, powstrzymując się przed histerycznym śmiechem.
  - Och, nie wątpię - Kłos położył mu rękę na ramieniu - Skoro pokazała się z tobą ubranym w ten garnitur, tu musi cię kochać niewolniczą miłością.
   I głośno się śmiejąc, wszyscy poszli jeść. 

***

  Dakota nie miała pojęcia, że Michał tam był. Gdyby wiedziała, rzeczywiście poszłaby do Piłkarzy, zamiast na tego cholernego papierosa.
  Choć gdy już wyszła, a on ją zobaczył, nie było sensu uciekać.
  Stał przodem do ściany, łokcie opierał na parapecie, a twarz miał schowaną w dłoniach i Dakota pomyślała, że albo co chwilę zrywał się, oczekując jej przyjścia, ale po prostu w jakiś niesamowity, instynktowny sposób rozpoznał, że tym razem to ona i popatrzył w kierunku wyjścia na patio.
  Nie palił, bo Michał nigdy nie palił, ale oczy miał tak zaczerwienione jakby dym ze wszystkich papierosów palonych w tym miejscu, podrażnił mi spojówki.
  - Przepraszam - powiedział tylko.
  Dakota zrobiła minę pełną uznania i podpalając papierosa, zapytała:
  - Za to że odebrałeś mojemu chłopakowi przyjaciół na ostatnie pół roku, za to że zarzuciłeś mi, że jestem z nim tylko dla pieniędzy i z zemsty na tobie, czy może za to, że po tylu latach związku rzuciłeś mnie dla kariery?
  - Za wszystko - odparł ze ściągniętymi brwiami i łamiącym się głosem. Zebrał w sobie tyle odwagi, żeby spojrzeć jej w twarz i dodać: - Przepraszam za wszystko w związku z czym kiedykolwiek cię zawiodłem. Wiem, że teraz mogę sobie to w buty wsadzić, ale nawet nie wiesz, jak bardzo żałowałem tego co zrobiłem. Do tej pory żałuję. Przepraszam, Dakota, z całego serca.
  - Nie przepraszaj - zaciągnęła się z lodowatą obojętnością, a potem wywróciła oczami - Przecież doskonale wiesz, że już ci wybaczyłam.
  - Wiem - zagryzł wargi i przycisnąwszy palce do rogówek, parsknął gorzkim śmiechem. - Jestem skończonym chujem.
  - Nie, nie skończonym. Chujem, owszem, ale nie skończonym skoro sumienie gryzło cię do tego stopnia, żeby przyznać się do błędu. Wątpię, żebyś w ciągu tych czterech lat nauczył się przepraszać częściej niż wtedy, więc doceniam gest.
  Oboje nie do końca mieli pojęcie co się właśnie stało, ale czuli jak złe to było. Odkrywanie jak wiele wie się o swoim byłym partnerze i jak dużo ma się wspólnych wspomnień, nigdy nie jest dobrym pomysłem, a oni ciągle znali się nawzajem doskonale, pomimo tego jak bardzo się zmienili.
  Dakota nie przemyślała tego gestu, to był odruch serca. Po prostu gdy tak przed nią stał, taki obnażony i ona czuła, że Michał zna doskonale każdą jej myśl, stwierdziła, że nie chce patrzeć w jego zaczerwienione oczy. Poczuła i zrozumiała, że to go bardzo boli, więc podeszła do niego i pozwoliła, żeby wtulił twarz w jej bark, żeby objął ją ramionami i żeby wpił palce w jej plecy. 
  Sama, poza jego osobistym rozbiciem, chyba nie czuła nic. Bardzo się starała nic nie czuć, bo bała się, że jak poczuje cokolwiek, to wróci to do niej tak jak wtedy, przez te trzy długie lata, kiedy oglądała go w telewizji.
  Najgorsze, że nie potrafiła czuć nawet satysfakcji z tego, że to wreszcie on, a nie ona płacze. Po prostu mu współczuła.
  - Nie wyj, księżniczko. Tusz ci się rozmaże.
  Michał wyprostował się i mocno odginając głowę do tyłu, starał się opanować wylew uczuć. Otarł twarz grzbietem dłoni i spojrzał na Dakotę.
  - Powiedz mi, tylko tak szczerze - zastrzegł - przysięgam, że cokolwiek powiesz, nie zaneguję tego... Powiedz mi, czy ty go kochasz?
  Dakota rzuciła papierosa w trawę, wpatrując się w miejsce, gdzie się dymił. Myślała nad tym bardzo krótko, bo nie potrzebowała długich rozliczeń. Znała odpowiedź na to pytanie.
  Gwałtownie uniosła głowę.
  - Tak, Michał - powiedziała szczerze. - Kocham go. Kocham go za to, że nie muszę być przy nim idealna. Że nie muszę udawać, że nie jestem zazdrosna, w momencie kiedy jestem. Że nie muszę udawać, że lubię jego kumpli, kiedy mnie wkurzają. Że mogę mu robić awantury i płakać przy nim bez obaw, że się ośmieszam. A przede wszystkim za to, że jestem dla niego najważniejsza. Wiesz, że gdy zrobiłeś mu awanturę, chciałam się wyprowadzić? Byliśmy ze sobą miesiąc, a on powiedział, że jeśli chcesz to zerwie z wami cały kontakt, ale nie pozwoli mi wyjechać. Powiedziałam, że to chore, że jesteście jego przyjaciółmi, co jeśli za pół roku się rozstaniemy? Stwierdził, że pomyślimy o tym za pół roku, teraz jestem punktem centralnym w jego życiu. I to się nie zmienia.
  Michał oparł się o ścianę i pokręcił głową.
  - To nie jest prawdziwa miłość, wiesz o tym - spojrzał jej prosto w oczy, jakby mówił na głos każdą jej pojedynczą myśl. - Prawdziwej miłości nie mierzy się w ten sposób, ona musi po prostu być, bo jeśli tego wszystkiego zabraknie to już nic nie zostanie. Poza prawdziwą miłością.
  Dakota ściągnęła łopatki. Była na skraju rozpaczy i przerażenia. Michał patrzył na nią z niewzruszoną pewnością swoich słów, jakby siedział jej w głowie i był gotów w każdej chwili stwierdzić "przecież też tak uważasz, widzę to w twoich myślach". 
  Wyprostowała się i powiedziała twardo:
  - Od naszego ostatniego spotkania wiele się zmieniło. Zaczęłam patrzeć na życie mniej idealnie. Nie wierzę już w coś takiego jak "prawdziwa miłość". Miłość to miłość.
  Michał wyciągnął w jej stronę dłoń.
  - Ja też cię kocham, Di.
  - Michał, to co czuję to nie jest miłość - chwyciła jego rękę i nachyliła się nad nim, żeby dosadnie mu wszystko wyjaśnić. - To wspomnienie. Wybaczyłam, ale nie zapomniałam. Nie oczekuj cudów.
  - Ale ja ciebie kocham. Di, naprawdę, kocham cię, musisz mi uwierzyć.
  - Wierzę ci, Michał - ścisnęła mocniej jego dłoń. - Ale są sprawy ważne i ważniejsze, tak? Michał, popsułeś mi już kawałek życia, proszę cię, nie rób tego po raz drugi. Raz w życiu pomyśl o kimś poza sobą. Daj mi się cieszyć.
  - Jak mam żyć obok ciebie i patrzeć, że ma cię ktoś inny?
  - Tak jak ja to robiłam przez trzy lata. A jeśli chcesz to nie będę cię do tego zmuszać - wpadł jej do głowy genialny pomysł - na oczy mnie nie zobaczysz. Tylko nie odbieraj Igle chłopaków, nasza przeszłość to nie jest ich wina.
  - Wiem to doskonale - powiedział gorzko Michał - To wyłącznie moja wina. Największa wina mojego życia.
  Korzystając z okazji, że zaczął dostrzegać swoje przywary, Dakota nachyliła się jeszcze bardziej, wzięła jego dłoń w obie swoje ręce i poprosiła:
  - Obiecaj, że taka awantura jak tamta już się nigdy nie powtórzy. Już nigdy nie będziesz kazał wybierać chłopakom między sobą, a Igłą. Michał, obiecaj.
  Miał trochę nieprzytomny wzrok, jakby był pijany, ale w końcu stwierdził, że obiecuje.
  - Możesz mnie pocałować na pożegnanie?
  - Nie - pokręciła głową, przykładając mu dłoń do twarzy. - Z autopsji wiem, że takie pocałunki nie pomagają. Poza tym paliłam, smakuję jak popielniczka. Masz we mnie przyjaciółkę, pewnie na całe życie. Ale po tym co zrobiłeś nie mogę obiecać ci nic innego. A teraz wracajmy.
  Dakota nie przyznała się nawet przed samą sobą, że odmówiła mu pocałunku przede wszystkim z zupełnie innego względu. Bała się, że gdy znów poczuje jego cudowne ciepło, straci rozum. Wątpiła w to, bardzo kochała Igłę, ale nie chciała ryzykować. Chciała już znaleźć się przy ukochanym i przytulić do jego ramienia. 

***

  Pogoda była bardzo ładna. Zachodziło słońce, a oni byli akurat w centrum, więc Dakota mogła popatrzeć sobie jak wysokie, szklane budynki odbijają od siebie różowo-brzoskwiniowe promienie. 
  Stała tak z zadartą głową, Igła obejmował ją ramieniem, głaszcząc po szyi, aż w pewnym momencie kilkanaście młodych dziewcząt zmaterializowało się po ich lewej stronie. Jedna z nich wzięła głęboki oddech i odważnie spytała:
  - Można prosić o zdjęcie?
  Dakota zerknęła na Igłę, bo wpatrzony w dwie białe smugi pozostawione przez samolot zareagował tak, jakby ich wcale nie usłyszał, czy w zasadzie w ogóle nie zareagował.
  - Krzysztof...
  - Tak właściwie chodziło mi o ciebie, Dakota.
  Dziewczyna uniosła wysoko brwi i zapytała z rozbawieniem:
  - Chcesz sobie zrobić ze mną zdjęcie?
  - Um - jęknęła fanka i cała jej pewność siebie odfrunęła razem z wieczornym podmuchem wiatru. - tak.
  - No idź - Igła dźgnął Dakotę palcem w żebro.
  - Żeby podsycać plotki Michała? - zapytała gorzko.
  Dziewczyny nie były w ciemię bite, od razu podłapały co jest na rzeczy i jedna z nich nawet odruchowo zapytała:
  - Chodzi o Michała Winiarskiego?
  Wtedy Dakota zrozumiała, że musi sobie zrobić z nimi zdjęcie, stanąć na głowie, albo zacząć tańczyć kankana, cokolwiek, byle tylko odwieźć je od tego tematu.
  - No dobrze - wyprostowała się - to kto chciał zdjęcie?
  Powstało małe zamieszanie, bo jedne chciały, inne nie, jeszcze inne chciały fotografię z Igłą, albo jego autograf, albo zadać jakieś głupie pytanie w stylu co jadł dziś na śniadanie. Kiedy jednak Dakota i dziewczęta ustawiły się do wspólnej fotki, Dakota lojalnie ostrzegła:
  - Tylko nie będę się uśmiechać, dobrze? Żeby nie zepsuć sobie wizerunku zgorzkniałej suki. 
  Dziewczyny zaczęły się śmiać i wtedy nawet Dakota nie mogła się powstrzymać i na pewno zrobiły jej jakieś zdjęcie z uśmiechem majaczącym na ustach. Ostatecznie, stwierdziła, to jeszcze nie koniec świata.
  W końcu po czyimś westchnieniu, że Dakota jest naprawdę prześliczna, jedna z dziewcząt, którym Ignaczak podpisywał się na koszulkach, torbach i zeszytach zapytała figlarnie:
  - Co ona w tobie widzi, Igła?
  - Ha - stwierdził, składając zamaszystą parafkę - sam sobie zadaję to pytanie. Kobiety podobno wiążą się z brzydkimi facetami, bo przynajmniej mają pewność, że żadna inna ich nie będzie chciała.
   Dakota postanowiła nie pozostawać dłużną, między jednym zdjęciem a drugim, rzuciła:
  - A mężczyźni podobno wiążą się z ładnymi kobietami, bo są głupie.
  - Same widzicie - Igła rozłożył ręce - związek idealny.
  Chociaż Igła ciągle coś podpisywał, a Dakota zrobiła sobie już chyba z pięćdziesiąt zdjęć, chętnych nie ubywało, ale dopóki czekali jeszcze na kierowcę i tak nie mieli nic lepszego do roboty.
  - Dakota, ty i Michał byliście kiedyś parą, prawda? - zapytała dziewyczna z azjatyckimi rysami twarzy, robiąc koleżance zdjęcie z Igłą.
  Dakota trochę zbladła, ale ten temat i tak już krążył w internecie. Igła zawsze utrzymywał, że kibice - zwłaszcza te płci żeńskiej - Złotopolskich są lepsze niż Scotland Yard i Dakota nie mogła mu tego odmówić od chwili, gdy zobaczyła nagranie z jakiegoś pierwszego meczu reprezentacji, a na nagraniu wyraźnie zaznaczoną dziewczynę, którą zresztą była ona sama.
  - Przecież wszystkie doskonale wiecie, że tak.
  - To dlatego jesteś teraz z Igłą? - dopytywała inna, nagrywając wszystko komórką - Z zemsty?
  - To brzydkie oskarżenia, dziewczyny - odpowiedział wzburzony Ignaczak, bo to było stwierdzenie, które prześladowało ich od dłuższego czasu.
  - Nie, to zwykła ciekawość - usprawiedliwiła je spokojnie Dakota. - A myślicie, że to prawda?
  - Nawet gdyby to była prawda, to byś nam nie powiedziała, mam rację? - rzuciła ze śmiechem jedna z nich, ale nie było w tym ani grama wyrzutu, więc Dakota pokiwała tylko głową.
  - Oczywiście, że tak. To byłoby nielogiczne. Pytanie tylko komu wierzycie. Michałowi, który twierdzi, że to zemsta, czy mnie, Igle i naszej miłości?
  Igła aż parsknął cichym śmiechem na to patetyczne stwierdzenie, ale jakaś dziewczyna szturchnęła go w ramię i kazała się ogarnąć, bo to nieładnie śmiać się z wyznań miłości, a on tak spanikował, że od razu zamilkł.
  To był jeden moment, kiedy na raz błysnęły dwa flesze i uwieczniły histeryczny śmiech Dakoty.
  - To trudne pytanie - ciągnęła ciągle ta sama.
  - Wiem - zgodziła się Dakota ze współczuciem - ale od siebie powiem wam tylko tyle... Ty, nie słuchaj - zawołała do Igły - to nie do ciebie! Powiem wam, że bardzo go kocham.
  - Ja ci wierzę - stwierdziła jakaś drobniutka blondyneczka zuchwale, a Dakota zaśmiała się smutno, nie będąc w stanie zapomnieć tego wszystkiego co Michał wykrzyczał Igle, kiedy się dowiedział, że ona i Ignaczak są parą.
  - Szkoda, że tylko ty.
  - Nieprawda - powiedział Igła, przedzierając się przez morze fanek. Objął ją w pasie i pocałował krótko w usta. - Ja też ci wierzę.
  - Zatem jest nas troje, to dobra prognoza! - ucieszyła się Dakota, bo nic nigdy nie poprawiało jej tak humoru, jak obecność Ignaczaka. Dostrzegła białego mercedesa, który zjechał z pasa, zatrzymując się przy ich zbiegowisku. - To nasz samochód, miłego dnia!
  Pomachali jeszcze przez chwilę dziewczętom, a potem zatopili się w wygodnym, tylnym siedzeniu auta. Dakota poczuła się zmęczona sytuacją sprzed chwili i z miłą chęcią oparła się na Igle, kiedy przytulił ją do siebie. Przez krótką chwilę jechali w ciszy, aż w kuńcu Ignaczak zapytał:
  - Co było między tobą a Michałem?
  Dakota ze zdziwieniem uniosła brwi.
  - Chcesz o tym słuchać?
   - Raczej nie - przyznał szczerze - i chyba nic mnie to nie obchodzi, ale może dobrze byłoby wiedzieć na czym się stoi?
  Zanim Igła powiedział chłopakom, że są razem, Dakota oznajmiła mu, że kiedyś rzeczywiście była z Michałem Winiarskim, ale oboje doszli do wniosków, że to przeszłość, a przeszłość to bzdura, do której się nie wraca i nie drążyli tego tematu nawet po wielkiej awanturze. Zwłaszcza po niej. Dakota nie miała jednak przed Igłą nic do ukrycia, więc tylko wzruszyła ramionami i postarała się opowiadać jak najkrócej.
  - Cóż, z Michałem znaliśmy się prawie od zawsze, chociaż dopiero od siedemnastego roku życia zaczęliśmy zwracać na siebie uwagę. Potem przez ponad pięć lat żyliśmy praktycznie w małżeństwie. Wiesz, to się wydaje, że dzieciaki, ale to był poważny, dojrzały związek, nie jakieś trzymanie się za rączki. Dorastaliśmy razem, nasi rodzice się znali, opiekowałam się jego siostrami. To było dość zabawne, bo choć oboje nie chcieliśmy dorastać, to prawie planowaliśmy ślub. Dwa tygodnie przed pierwszym powołaniem do juniorów Michał znalazł mieszkanie, które mieliśmy razem wynajmować. Byliśmy już prawie spakowani, no ale potem przeszli dalej. Pierwsze mecze, wyjście z fazy grupowej, ćwierćfinały, półfinały, finał. Gdy wygrali złoto, przyjechał do domu i oznajmił, że Gościniak zaproponował im wielką karierę. Powiedział, że mnie kocha i zawsze będzie, ale teraz musi odejść, bo są sprawy ważne i ważniejsze. 
  Igła syknął, jakby się oparzył.
  - Jak to zniosłaś?
  - Raczej słabo - zaśmiała się. - To było tak, wiesz, jakby zostawił mnie z piątką dzieci i odszedł do kochanki. Ale po dwóch latach doszłam do siebie, potem miałam pół roku względnego nihilizmu, a później wpadłam na ciebie na ulicy. Resztę historii już znasz.
  - Zachował się jak świnia - przyznał Igła - ale czy po tym wszystkim co was łączyło, gdyby cię przeprosił, nie wróciłabyś do niego?
  - Nie wiem. Nie. Nie sądzę. Myślę, że nie. - postanowiła w końcu, choć sama nie do końca przekonana. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Ostatnio Michał nazywał ją mściwą naroślą, ciężko jej było wyobrazić sobie, że ją o cokolwiek przeprasza. - Są rzeczy, których się nie zapomina.
  - Poważnie? Nie wybaczyłabyś mu?
  - Ja mu wybaczyłam już dawno, ale to nie znaczy, że bym do niego wróciła. Skoro kariera była dla niego ważniejsza, to niech ożeni się z nią - skończyła obojętnie, ale Igła nie dawał za wygraną.
  - Jesteś pewna?
  - Krzysiek, czy ty chcesz się ze mną pokłócić?
  - Nie - odparł szybko - po prostu jestem kurewsko przerażony.
  Dakota po chwili myślenia zrozumiała, że pewnie powiedziała mu za dużo, albo była za mało obojętna w całej tej opowieści. To zupełnie normalne, że Ignaczak mógł mieć co do niej wątpliwości i tak ją to przestraszyło, że zerwała się i spojrzała mu prosto w oczy, zapewniając:
  - Zupełnie bez sensu, Igła. Kocham cię.
  - To dobrze, bo ja ciebie też - wymamrotał i ponad dakotowym ramieniem zerknął przez okno na miejsce, gdzie się zatrzymali. - Jezu, te wszystkie flesze. Trzymaj się mnie, bo zabijesz się w tych butach.
  Dakota od razu zorientowała się, że to była fajna zmiana tematu i nie pozwoliła się temu tak skończyć. Nim Igła wysiadł jako pierwszy, żeby otworzyć przed nią drzwi, złapała go mocno za rękę.
  Odwrócił się do niej pytająco.
  - Ignaczak. Naprawdę cię kocham, z całego serca.
  Wziął głęboki oddech.
  - Ja też cię kocham, Bator.




Nie marudźcie mi, proszę, bo nie miałam komputera, nie miałam weny i nie miałam sensu w życiu, okej? Wrzucam Wam wszystko co mam, jak tylko zdołam coś napisać, zlitujcie się, też mam trochę spraw na głowie. Ja Was rozumiem i uwielbiam, proszę wyłącznie o odrobinę empatii.
Tak, wiem, jak zwykle ci sami. Ale to nie jest moja wina, że inni mi nie pasują. Próbowałam zrobić na innych i poległam. Albo tak, albo wcale.
Aha, żebym zaraz nie została zwłokiem - wcale nie uważam, że Igła jest brzydki, a Michał emocjonalnie popaprany. To jest po prostu moja rzeczywistość stworzona na potrzeby serialu. 
Jak zawsze.
(Z błędami, bo beta znowu śpi, a jagodowe piwo i kebaby wpływają niekorzystnie na posiadanie przeze mnie telefonu, więc nawet nie jestem w stanie jej obudzić.)


Całuję i ubóstwiam, uniżona służebnica Ja.