Życie kelnerki jest ciężkie.
Życie kelnerki muszącej nosić sombrero i słuchać latynoskiej muzyki jest jeszcze cięższe.
Życie kelnerki z sombrero obsługującej hordy rozwrzeszczanych siatkarzy przy akompaniamencie prawie-latynoskiego brzdąkania swojego ojca to już istny materiał na antyczną tragedię.
– E, Milagros!
Nie, nie mam na imię Milagros. Po prostu pan siatkarz Zatorski wierzy w każde słowo swoich kolegów, którzy najwidoczniej równie dobrze co ja wiedzą, że jest debilem.
– Czego? – warknęłam, trzaskając menu o stolik, a Kłos z wrażenia dostał czkawki. – A ty – wycelowałam palcem w rozchichotanego Plińskiego – jeszcze raz mu powiesz, że jestem Milagros, Margarita czy inna Frederica, to ci dorzucę do drinka…
– Pigułki gwałtu! – zgadł radośnie Woicki.
– Czegoś na przeczyszczenie.
– Cambio doloooooooooor por libertaaad – skwitował śpiewnie Winiarski, bo, jak zauważyłam, od czwartego drinka tylko taki był jego wkład w konwersację.
– No na co się gapisz? – warknęłam do kolesia, który był nowy, a skoro był nowy, to trzeba było go utemperować, póki była okazja.
– Oho – parsknął Bąkiewicz – Aniołek się zbuntował.
– Nie krzycz na Aleksa, bo i tak cię nie rozumie – dodał Wlazły na kompletnym chilloucie i popatrzył na mnie, przekrzywiając głowę. Lubiłam go. Był jedynym człowiekiem z tej bandy, którego naprawdę lubiłam, bo sprawiał wrażenie, jakby był wiecznie na haju. Miał takie powolne ruchy, jakby go nic nie obchodziło. I zawsze mówił do mnie Jude, odkąd usłyszał, jak śpiewałam Beatlesów, myjąc podłogę. Lepiej, żeby nazywali mnie Jude aniżeli Milagros. Chyba, że w zadośćuczynieniu dostanę Facundo Aranę, wtedy przemyślę całą tę propozycję.
– Czemu miałby mnie nie zrozumieć? – spytałam, zanim pomyślałam, a potem pomyślałam, pokojarzyłam i palnęłabym się w czoło, gdybym nie trzymała w rękach tacy z ośmioma piwami.
– Gdyż, ponieważ, albowiem – rozpoczął uroczyście Daniel, unosząc znacząco wskazujący palec, który jednocześnie wskazywał na jego stan… wskazujący. – Eee…
– Panu już dziękujemy – przerwał mu Wlazły i wcisnął krążek cebuli na rzeczony palec, co ponownie doprowadziło Plinę do chichotu, bo to jak mini hula-hop.
Na Boga, kogo ten ojciec sprowadzał do restauracji?
– Cambioooo… – zaczynał Winiar, jak za każdym razem, kiedy nadarzyła się sekunda ciszy.
– Zamknij się – burknęłam, bo to wcale nie jest prawda, że trzeba być miłym dla klientów. – Czego chcieliście, bo nie mam czasu?
– Ej, ej, a… aa… aniołku – wymamrotał Bąku ze zmarszczonymi brwiami – ty nie…
– Powtórz – syknęłam, na co on zmrużył oczy i spytał Kłosa, o co chodzi. Zatorski za to cieszył się jak kretyn, którym był.
– Nie wiem, czego chcą moi koledzy – odezwał się ktoś za moimi plecami – ale ja bardzo prosiłbym o ciebie na wynos.
Trochę mnie wzdrygnęło, ale automatycznie spojrzałam, co za upiór za mną stoi, lecz równie dobrze mogłabym tego nie robić, bo dokładnie w tym samym momencie Kłos krzyknął:
– Kurzysko!
A razem z nim Winiar:
– Cambio dolor!
Kurzysko, czyli tak naprawdę Bartek Kurek, uniósł wysoko brwi i, chichocząc, zerknął na mnie.
– Ile oni już tu siedzą, że się tak załatwili? Z pół godziny?
Miałam mu powiedzieć, że to było nieśmieszne ani nawet nietragiczne, ale Paweł Zatorski – chociaż siedział pod ścianą wciśnięty między zawodzącego Winiara a kręcącego cebulą kółka na palcu jak hula-hop Daniela Plińskiego – poderwał się na równe nogi i wyciągnął dramatycznie ręce w stronę Kurka, wołając:
– Klejnocie koronny mego serca!
– Aż tak? – zaśmiał się z uznaniem Bartosz Kurek. – Jeśli aż tak, to chyba spóźniłem się z kwadrans.
– Stary, my jesteśmy tutaj z misją! – obruszył się Wujek, a nowy próbował się dowiedzieć what’s going on, więc Bąku przyszedł mu z pomocą:
– Kurek przyjechał – odparł rzeczowo, na co tamten rozdziawił usta w niezrozumieniu, więc Pliński wcisnął mu w nie swoją cebulę.
To była szansa, żeby odejść. Cichutko zostawić tacę, odwrócić się i zniknąć niczym rasowy ninja, korzystając z zamieszania. Zator tulił się do kurkowych nóg, Winiarski śpiewał, Daniel chichotał, a Mariusz jak zwykle miał wszystko gdzieś. Idealnie.
– Dolores! – Bąkiewicz. Co za menda.
– Jaka to misja? – spytał Kurek, zanim zdążyłam rozbić jego koledze kufel na głowie. Uwolnił się już z macek swojego wielbiciela, uprzednio stosując środki perswazji takie jak groźby, że wepch… zrobi mu krzywdę.
– Ta misja nosi nazwę JUDE – wyjaśnił ochoczo Wlazły, a ja zapłakałam w duchu, bo to nie wróżyło nic dobrego.
– I? – dopytał Bartosz, przyjmując obronną postawę, bo Zatorski podejrzanie na niego spoglądał.
– I chodzi w niej o Jude.
– Dolores – poprawił go jeden z Michałów.
– Milagros! – oburzył się Kłos.
– Esmeralda! – wrzasnął radośnie Pliński, a wszyscy zamilkli, więc Winiar już brał oddech…
– Zamknij się – powiedzieliśmy zapobiegawczo równo z Kurkiem. Gdyby nie był siatkarzem, rzuciłabym mu porozumiewawcze spojrzenie… zza sombrero. Nie, tak czy siak bym tego nie zrobiła.
– Zatem… – Kurek oderwał ode mnie wyczekujący wzrok, pewnie jednak licząc na jakiś gest pojednania, bo w końcu się zmówiliśmy i tyle nas łączy, ale nie dane mu było skończyć.
– Zatem, więc, toteż – wyrecytował Daniel Pliński, nadworny znawca synonimów. – Gdzie jest moja cebula? – zainteresował się nagle, a Mariusz obojętnie rzucił, że przecież Aleks zjadł.
Oskarżycielskie Ukradłeś moje hula-hop! ODDAJ! mieszało się z rozpaczliwymi Wait, ale… hej, Daniel!, lecz nikt nie garnął się do pomocy. Kurek odwrócił wzrok, jakby mu było wstyd za to, że zna takich ludzi, a Wlazły skutecznie odparł oskarżenia Zatorskiego o bycie konfidentem jednym spierdalaj:
– Ty wredny, podstępny, dwulicowy kolaborancie. Ty konfidencie skończony, zdradziecka świnio, wstydziłbyś się!
– Spierdalaj.
– Jezu, co za rodzina – mruknęłam pod nosem. Miałam chytry plan. Miałam zrobić obrót na pięcie i uciec, ale mój pokaz umiejętności musztrowych skończył się zaryciem nosem o tors Kurzastego. Uniosłam ręce w geście sprzeciwu. – Dopiero co stałeś tam!
– Madafakin' nindża – odparł dumnie, a ja mu na to:
– Zaraz ktoś rąbnie cię kartą dań przez łeb.
I kiedy odwrócił się, gotów obezwładnić każdego przeciwnika, uniosłam broń i wymierzyłam cios za sto punktów, po czym dodałam ze zdumieniem:
– Madafakin' Nostradamus.
Nie wdając się w zbędne konwersacje z jakimkolwiek siatkarzem i pozostawiając w tyle te straszne, stosunkowo obsceniczne rzeczy, które działy się przy stolikach 7, 8 i 9, schowałam się w Narnii, czyli na zapleczu.
I to już totalnie nie było zabawne, gdy Kurek tam stał.
– Co ty robisz?! – zawołałam zdruzgotana. Włazi to takie brzydkie, uszate na teren przeznaczony wyłącznie dla pracowników, nie wiadomo którędy, nie wiadomo po co, i wygląda jak półtora miliona nieszczęścia.
Bartosz Kurek musiał pomyśleć nad tym pytaniem.
– Chowam się – odparł zwyczajnie. – Nie zrozum mnie źle, bardzo ich kocham i są super, ale próbowałaś przebywać z nimi kiedyś po pijaku?
Aż usiadłam na skrzynkach z winem.
– Wyobraź sobie, że tak – parsknęłam. – Czego chcesz?
– Przewaletuj mnie – stwierdził zwyczajnie, błyskając bielą zębów, za które pewnie zapłacił grube tysiące. – Miałem spędzić noc u Zatora, ale sama rozumiesz...
Właściwie nie rozumiałam. Ja nawet nie chciałam tego rozumieć. Stałam przed nim, zapowietrzona, nie wiedząc, co powiedzieć, gdy wpadł Kłos.
– A wy tu co? – zapytał, przeciągając samogłoski i sugestywnie poruszając brwiami. Jak ja ich nie znosiłam. – Francesca, twój padre zostawił ci karteczkę – tu radośnie pomachał karteczką – i wyszedł.
Wyszedłem, napisał mi szczegółowo mój tatuś. Cudownie, tato, dzięki, nie domyśliłabym się.
– No, idziemy – zarządził Karol, ciągnąc Kurka za ucho. – Ty Kurku!
Dzwoneczek u drzwi zadzwonił, a ja się prawie przewróciłam. Sama, z bandą pijanych siatkarzy na głowie, miałam przyjmować gości.
W progu stanęła Paulina Wlazły. Bąkiewicz aż zagwizdał. Maniek za to nagle stracił swą obojętność.
– Mariusz!
– Ojej – zdołał tylko wymamrotać i zaczął się szamotać, biegnąc do niej na łeb, na szyję. Pliński skwitował to złośliwym chichotem, który ucichł, gdy jego żona stanęła tuż przed nim.
– Biedacy – ziewnął Zatorski i cielęcym wzrokiem zmierzył Kurka, który chyba chciał się za mną schować.
Jednak Winiarskiego od śpiewania nawet żona nie odciągnęła.
– Cambio dolor – zapiał cichutko, trochę żałośnie, i dał się wyprowadzić, nie oddając sombrero.
Lokal opustoszał. Poszłam zakluczyć drzwi, pomachałam nawet Klosowi i odetchnęłam z ulgą.
– To jak?
Kurek stał naprzeciwko z szerokim uśmiechem. Boże.
– Dobra – warknęłam – ale śpisz na kanapie.
Kurzysko uśmiechnął się szeroko i prawie w podskokach zaczął ciągnąć mnie już do wyjścia.
– Tak w ogóle to miło mi. Bartek.
– Anka.
Tak się dzieje, kiedy jest już po północy i Aroma mówi mi: "Napiszmy coś". Napisałyśmy. Ja, wiecznie śpiąca beta, bardzo to lubię i mam nadzieję, że Wy też polubicie.
Podziękujcie Aromie za to, że mnie tak skutecznie molestuje.
lubię pijanych siatkarzy i Winiara śpiewającego Cambio dolor i Kurka-ninje też lubię! :D a Aromę to baaaaaaaaaardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńale zajebiście. :D Uwielbiam Cię.
OdpowiedzUsuńI ja.
UsuńMy uwielbiam ją,
OdpowiedzUsuńona tu jest
i pisze dla nas :D
Aromo, ja wiem, że zapewne nie ma wiele do powiedzenia, ale proszę, nigdy, dopóki będziesz czuła się na siłach, żeby pisać, nie przestawaj tego robić :)
Winiar z tym ciągłym śpiewaniem "Cambio doloooooooooor por libertaaad" jest tak słodki, a to jego pijaństwo sprawia, że już się w nim zauroczyłam :*
Kurzysko, czyżbyś to coś miał mieć do naszej Ani?
I jeszcze pytanko. Czy to jest jednoparcik, czy może szykujesz dla nas jakąś niespodziankę, bo wiesz my lubimy takie niespodzianki :D
Ale to przecież nie ja pisałam! To Beta. Co wy, dziewczyny, pamiętnika Aromy nie czytacie? To moja Beta pisała. Ja tylko udostępniłam bloga. Cholera, I, widzisz, tak się kończy pisanie o sobie w trzeciej osobie. Aromaty wariują i nie rozpoznają, czy to Aroma mówi o Aromie, czy Beta mówi o Aromie.
OdpowiedzUsuńTo nie ja, miśki. To Beta. Molestujcie Betę I.
Zwariowałam, przyznaję się bez bicia, ale to z powodu, że się w tym zakochałam :*
UsuńKocham ♥
OdpowiedzUsuńJa Was bardzo proszę o częstsze molestowanie po północy. Chociaż trochę dziwnie to brzmi...
OdpowiedzUsuńTu pisze truposz, bowiem właśnie umarłam ze śmiechu. Cambio doloooooooooor por libertaaad!
OdpowiedzUsuńAromo, częściej molestuj Betę , bo śpiewający Winiar, potulny Pliński, mający dziwne zapędy Zatorski to jest to! Do tego Kurzysko? Lubię tą wesołą wersję (:
OdpowiedzUsuń"– Nie wiem, czego chcą moi koledzy – odezwał się ktoś za moimi plecami – ale ja bardzo prosiłbym o ciebie na wynos."
OdpowiedzUsuńAromcia, weź ty częściej molestuj Betę, co?