Jezu.
Nie wiem wielu rzeczy. Nie znam drugiej prędkości kosmicznej na Marsie i nie jestem do końca pewna przez jakie "h" pisze się "huśtawka".
Ale jednego jestem pewna jak tego, że z radia w drugim pokoju śpiewa Ich Troje. Mianowicie:
Nigdy więcej konkursów. Serio. Nie macie pojęcia ile mnie kosztowało wybranie tej najlepszej pracy. Jedna była wspanialsza od drugiej i wybranie tej pierwszomiejscowej to była dla mnie największa katusza wszech czasów. Wolałabym chyba oglądać Zibiego nago. Jeśli wiecie co mam na myśli.
Ale w końcu wybrałam. Nie miałam innego wyjścia.
Nie zmienia to faktu, że wszystkie byłyście niesamowite. Naprawdę, naprawdę wspaniałe - NAJLEPSZE! Już sam fakt, że odważyłyście się podzielić swoim talentem jest dla mnie niesamowity. Nie wiem czy ja zdobyłabym się na taką odwagę, gdybym była na Waszym miejscu. Dlatego jeszcze raz wielkie chapeau bas.
Tylko że zwycięzca może być tylko jeden.
I jest nim Emma. Emma i jej Przypadek.
Opowiadanie ma 13 i pół strony i próbowałam je już opublikować 3 razy. Słownie: TRZY. Blogspot nie rozumie najwidoczniej, że to ważne, bo stale upiera się, że 13 i pół strony to za dużo. Dlatego jestem zmuszona opublikować tylko fragment i podzielić się z Wami linkiem do reszty, którą SERDECZNIE POLECAM i jestem pewna, że jeśli spróbujecie, to nie zdołacie się oderwać aż do ostatniego znaku interpunkcyjnego.
Zwyciężczynię proszę jeszcze o kontakt na wcześniej używanym mailu i nie przedłużając, zapraszam wszystkich na lekturę.
Przepraszam, czy to Przypadek?
By Emma
Można było pomyśleć, że za każdym razem gdy Bartek wychodził na ulicę, nad Bełchatowem od razu zaczynało świecić słońce. To nie do końca wytłumaczalne zjawisko, ale tak właśnie było. Gdy tylko przekraczał próg swojej klatki schodowej i brał głęboki oddech, wokół niego natychmiastowo robiło się jaśniej.
Tak było i tego dnia.
Szedł w swoim ulubionym dresie przez bełchatowskie ulice i posyłał wszystkim promienne uśmiechy. I choć większość ludzi, która z takim entuzjazmem witała go i życzyła miłego dnia, była mu kompletnie obca, to jego imię i nazwisko znali wszyscy. Machał ręką do kierowcy autobusu linii numer siedem, którego codziennie mijał przechodząc obok przystanku autobusowego o ósmej czterdzieści osiem, a mężczyzna od razu zyskiwał więcej energii na początku porannej zmiany. Przybijał piątki dzieciakom, które biegnąc do szkoły otaczały go z każdej strony i chwaliły jego akcje w ostatnim meczu. A potem przebiegał przez jezdnię i odbierał poranną kawę w ulubionej kawiarni z rąk ulubionej kelnerki, która każdego dnia posyłała mu znaczące spojrzenie spod wachlarza długich rzęs i uśmiechała się łobuzersko licząc, że znów zaprosi ją do siebie.
I nawet gdy spóźniał się na trening nikomu to nie przeszkadzało. Gdy wkraczał na halę z wypiekami na twarzy trener tylko machał do niego ze spokojem i dawał tyle czasu, ile mu było potrzeba do przygotowania się do zajęć. Podczas rozgrzewki koledzy z drużyny żartowali, że pewnie znowu spóźnił się przez jedną ze swoich tajemniczych koleżanek, a potem pół-żartem, pół-serio podziwiali łatwość, z jaką przyciągał kobiety. Czasem czuł się, jakby szczęście kopnęło go z taką samą mocą, z jaką Grozer posyłał na niego zagrywki, gdy nie mógł znieść kolejnych skutecznych ataków ze strony Bartka.
Prawda była taka, że wszyscy go uwielbiali. A Bartka bardzo to cieszyło. Popularność, pieniądze, gra w jednym z najlepszych klubów na świecie, bogate życie towarzyskie, powodzenie u pięknych kobiet i fakt, że gdziekolwiek by się nie pokazał wzbudzał sensację niczym królowa angielska, dawały mu poczucie, że mając wszystko, może mieć jeszcze więcej. No chyba, że w grę wchodziła nauczycielka gimnastyki w osiedlowym przedszkolu koło hali.
- Wujku, a co ty tu robisz?
Oliwier został zaszczycony tylko krótkim spojrzeniem Bartka, które jak magnes było przyciągane przez unoszące się i opadające opięte getrami pośladki panny Mirabeli.
- Cii, Olek, cii. Wracaj do grupy, ćwicz dalej.
Ale Olek, choć blondynka, nie był na tyle głupi, by nie wiedzieć co się kroi. Przez ramię rzucił Kurkowi oskarżycielskie spojrzenie i powrócił do robienia przysiadów. Z miną „wiem, o co ci chodzi” spoglądał na Bartka co jakiś czas, a gdy Bartek przypadkowo trafił na wzrok małego Winiarskiego tylko uniósł ręce w geście niewinności.
- Kurek?
Kolejny, przebiegło mu przez myśl i odwrócił się do Michała, który spoglądał na niego z taką samą miną, jak Olek przed sekundą. I wtedy Bartek doszedł do wniosku, że gdyby miał taką młodszą kopię siebie, to o wiele łatwiej byłoby skupić na sobie uwagę Mirabeli. Bo trzeba dodać, że ta choć na widok Kurka robiła maślane oczy, to całkowicie traciła głowę, gdy obok niego stał Winiar z synem.
- Mogę spytać, co ty tu robisz? – Michał uniósł brwi i kąciki ust w taki sposób, jakby chciał powiedzieć „mam cię!”.
- J-ja? Ja… Ja po Olka przyszedłem.
- Aha. – Misiek pokiwał głową ze zrozumieniem, głęboko nad czymś się zastanawiając. – Dlaczego?
- Dlaczego? No j-jak to… Bo my się z Olkiem lubimy, no nie? Wiesz, chciałem go zabrać do siebie, w jakieś gry pograć, no wiesz. Jak to kumple, no nie?
- Jesteś zbokiem, no nie?
Ale Bartek już nie odpowiedział, bo oto w jego stronę szła panna Mirabela. Wysoka, zgrabna, opalona, z zaróżowioną buzią i włosami koloru pszenicy. Bartkowi od razu cała krew odpłynęła do… do uszu i zaczął tak prędko mrugać oczami, jakby zaatakował je rój muszek owocówek. Już startował, już chciał coś powiedzieć, ale wtedy zauważył kroczącego obok niej Olka, który widząc jego minę wystawił język i podbiegł do ojca. A Mirabela ruszyła za nim. Ominęła Bartka jakby był powietrzem i już po chwili wychwalała pod niebiosa ruchliwość i sprawność fizyczną Oliwiera przed Michałem. Z założonymi rękoma obserwował całą tę scenkę, mrużąc oczy za każdym razem, gdy któryś z Winiarskich posyłał mu triumfalne spojrzenia. I choć na Michale długie nogi Mirabeli nie robiły wrażenia, a wszystkie komplementy przyjmował z naturalną grzecznością, to widok pieklącego się Bartka sprawiał mu dużo zabawy. W całej drużynie nie było nikogo, kto nie wykorzystałby okazji do zrobienia mu na złość, gdy wreszcie Bartek nie mógł mieć wszystkiego. Ale i tak go bardzo lubili. Bo to w końcu był Kurek… No nie?
Tak więc Bartek choć znany, kochany i w ogóle cały naj zazwyczaj miał wszystko na wyciągnięcie ręki, to nie mógł przeboleć, że Mirabela ma go w nosie i bardziej od niego woli zaobrączkowanego i dzieciatego Winiara, który nie był zainteresowany dodatkowymi zajęciami fizycznymi z udziałem rodziców, ani prywatnymi lekcjami jogi. A Bartek bardzo chętnie ułożyłby z nią pozycję spętanego kąta.
I jeśli wydaje wam się, że Mirabela była jedyną osobą, na którą kurkowy urok nie działał, to jesteście w błędzie. Tylko ten przypadek jest zupełnie inny i Bartek bardzo go lubił, bo jest to Przypadek przez duże „P”.
Gośka Przypadek zajmowała mieszkanie na ostatnim piętrze starej kamienicy zaraz za centrum miasta. I trzeba zaznaczyć, że było to najulubieńsze miejsce Kurka na ziemi. Lubił te niezbyt duże pomieszczenia, w których mieściło się wszystko to, co najpotrzebniejsze. Lubił te puste pastelowe ściany, a najbardziej tę, która była inna, bo cała obklejona zdjęciami, wycinkami z gazet i tekstami piosenek lub wierszy. Lubił zapach kadzidełek, od których nieraz kręciło mu się w głowie, pomieszany z aromatem najlepszych czekoladowych ciastek na świecie. I lubił samą Gośkę. Zwłaszcza wtedy, gdy leżała z nim na podłodze, wlewała w niego herbaty różnej maści i słuchała Beatlesów.
Gośka miała to do siebie, że denerwowało ją usposobienie Bartka wobec życia i usposobienie ludzi wobec Bartka. Dostawała białej gorączki, gdy nadwyżkę za kurs taksówką miał na koszt firmy, a z rachunkiem w restauracji dostawał także numer kelnerki. Jako jedyna nigdy mu nie pobłażała i tylko u niej musiał zmywać po obiedzie. A gdy chciał podarować jej pod choinkę zmywarkę nie odzywała się do niego aż do Nowego Roku. Mimo to, Gośka była najlepsza, bo zawsze go słuchała i nigdy nie powiedziała mu, że jako Bartosz Kurek nie powinien mieć żadnych problemów.
- Jesteś moją myślodsiewnią – stwierdził kiedyś, gdy stanął w drzwiach Gośki o czwartej nad ranem. Patrzył na nią wzrokiem zbitego psa, a w ramionach ściskał „Czarę Ognia”, którą od niej pożyczył, bo miał dość jej niezrozumiałych aluzji wyciągniętych z książek o Potterze. Był wtedy nieco pijany, w dodatku na głowie miał to durne sombrero z Buenos Aires, ale Gośka i tak trzasnęła mu drzwiami przed nosem. Jednak dwie minuty później wprowadziła go do środka, ułożyła na swoim łóżku i stwierdziła, że to najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek jej powiedział. I od tamtej pory nazywała go swoim przyjacielem.
Jeszcze raz GRATULUJĘ WSZYSTKIM, BYŁYŚCIE ŚWIETNE!
Gratuluję. Szczerze gratuluję, bo to jest epickość w najczystszej postaci. Kocham i mam słabość, i nie tylko przez Pottera, straszenie Bartmanem, Beatlesów i "The Wall" zagłuszającą bartkowe westchnienia (chociaż za to ostatnie w sumie słabość mam szczególnie, bo wreszcie znalazł się ktoś, kto docenia jednocześnie Pink Floyd i siatkówkę), ale za Kurka, który nie jest tym wyidealizowanym przez hotki workiem mniej lub bardzie ruchliwych mięśni, tylko człowiekiem, człowiekiem w uroczo kurkowy sposób irytującym, poniekąd pociesznym i bardzo naturalnym. Więc z całego serca gratuluję Emmie najlepszego opowiadania o Kurku w internetach. Powtarzam się, bo już to pisałam na twitterze, ale jeżeli te konkursy mają odkrywać więcej takich talentów, to Aromo, więcej...!
OdpowiedzUsuńKłaniam się w pas i cieszę się, że jednak nic na ów konkurs nie wysłałam.
To opowiadanie jest cudowne. Nie mam żadnego dostępu do innych i może nie jest to zbyt obiektywna opinia, ale zasłużyło na wygraną.Zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńVE.
Gratulacje dla Emmy i Aromo, słońce, miałaś rację, opowiadanie jest wspaniałe. Kurek to dla mnie trochę zło konieczne, a tu mnie nie denerwował, co jest dla mnie lekkim szokiem. Także kongratulejszyns.
OdpowiedzUsuńA, Aromo, dawaj już te Twoje cudeńka z magicznego kajetu w kwiaty <3
To jest genialne i na prawdę powielam twoją opinię, że jest najlepsze ze wszystkich. W zasadzie to nie wiem co napisać, bo dopiero jakoś się ogarniam, bo, gdy to czytałam z moich słuchawek płynęło to Dawid Podsiadło - "No Part II" i mi to przynajmniej bardziej pasowało ;)
OdpowiedzUsuńTo jest genialne, bardzo genialne, bo ja tu strasznie lubię Bartka, którego.. nie lubię. Tak, ach ta moja składnia. Mam nadzieje, że mi wybaczycie, ale późno jest! I czuje się podle, bo nie mam teraz komputera i możliwości by dostać się do reszty..
OdpowiedzUsuńMoja ciekawość, zauroczenie, niecierpliwość, pff, jaka niecierpliwość? Inaczej! Ja po prostu musiałam przeczytać to wszystko teraz Emma, bo to jest świetne. W ogóle, kurna. Powiem Ci Emma, że to jest najwspanialsze cudo. I nie wiem jak jeszcze to opisać, bo jest późno, zimno, a ja polubiłam Bartka, baa! Ja go polubiłam bardzo, bardzo i zawdzięczam to tobie, bo lubię Gośkę zdzielającą go chudą dłonią po ramieniu, jego patrzącego herbatę i te wiązanki Piotrka, bo Kurek znów coś spieprzył.
UsuńPrzepraszam za ten bełkot, już sobie idę!
Na brodę Andrzeja. JA? Ja, Bartek i Gośka, którzy powstali w trzy duszne wieczory, gdy mój kręgosłup nie pozwalał mi ruszyć nogą? Nie wierzę...
OdpowiedzUsuńJestem przekonana, że wszystkie opowiadania były cudowne i piękne i naprawdę każde z nich powinno wygrać i serio nie dowierzam, że to moje coś było w stanie komukolwiek się spodobać.
Ajej... dziękuję. Wszystkim. A zwłaszcza Aromie. I nie wiem co jeszcze napisać. Nie mam wprawy w takich przemowach. Dziękuję, po prostu.
Emma.
PS. Aromo, pozwól, że skontaktuję się z Tobą mailowo w czwartek wieczorem, gdyż mój internet nad morzem jest słaby jak barszcz z torebki. Mam nadzieję, że to nie problem.
OdpowiedzUsuńŚciskam!
Mam nadzieję, że nastąpi to jednak szybciej, ponieważ chciałabym z tobą poważnie porozmawiać. Jeśli masz mój numer telefonu, to kontakt telefoniczny wystarczy.
UsuńNie mam, niestety. Aczkolwiek możesz mi go podać w prywatnej wiadomości na twitterze (e_nouille), bo ten całkiem nieźle chodzi tu, gdzie akurat przebywam.
OdpowiedzUsuńOmatkozojcem, Gośka Przypadek! Moja imienniczka ! xoxoBellaws
OdpowiedzUsuńO, zawsze zapominam się zalogować.
Usuńświetne, no po prostu świetne.
OdpowiedzUsuńgenialne.
OdpowiedzUsuń