poniedziałek, 17 marca 2014

Nemezis, czyli nagi chiton JEDEN.


      Kiedy godziłam się na grecką togę, nikt mi nie mówił, że nie będę mogła założyć pod spód bielizny. Rozwodzili się o złotych tatuażach i plecionych sandałach, ale o braku bielizny nikt się słowem nie zająknął.
      A ostatecznie tak to się właśnie skończyło.
      Potwierdziły się również argumenty mojej przyjaciółki Mercedes i najpiękniejszego mężczyzny na świecie - jej fryzjera Hadriana. 
      Chodzi o to, że imprezy u Wrony zawsze są tematyczne. Do tej pory przeżyłam lata osiemdziesiąte, sześćdziesiąte, Helloween i imprezę w stylu Oktoberfest, gdzie mnóstwo facetów i kobiet poprzebierało się za świętujących Niemców i jodłowało upiwszy się piwem.
      W tym roku Andrzej wymyślił starożytną Grecję i Imperium Rzymskie, a gdy dwójka wcześniej wspomnianych przeze mnie terrorystów o tym usłyszała, chórem krzyknęli:
      - Trzeba ją ubrać w chiton!
Na co ja:
      - Co to jest, kurwa, chiton?
      Na to Hadrian - NAPRAWDĘ piękny brunet z twarzą jak z reklamy płynu po goleniu i dłońmi pianisty - zawinął na moich końcówkach ostatni fragment folii aluminiowej - Mercedes namówiła mnie, żebym w końcu zrobiła coś z moimi nudnymi czarnymi włosami i tak oto miałam roztrwonić 120 złotych w ekskluzywnym salonie fryzjerskim na ombre, czyli fryzurę którą posiadało osiemdziesiąt procent nastolatek na całym świecie i Jared Leto - i zaczął opowiadać:
      - Chiton to jest tradycyjny grecki strój, który zapoczątkowali prawdopodobnie kapłani. - A potem podniósł mnie z fotela, rozłożył mi ręce na boki (wyglądałam trochę jak ukrzyżowany Jezus w trakcie robienia Ombre, czyli coraz bliżej do Jareda Leto) i zaczął demonstrować, używając mnie w roli manekina. - Bierzemy prostokątny plaster materiału, od góry robimy zakładkę, żeby kończyła się pod biustem, nieco niżej ale tylko odrobinkę odcinamy suknię łańcuszkiem w charakterze paska, a potem zbieramy dwiema klamrami na ramionach.
      Po chwili zastanowienia zapytałam:
      - Znaczy się po prostu toga, tak?
      - Tak, chiton - oboje pokiwali głowami jak pieski w samochodzie jadącym po polskich drogach.
      - Nie ubiorę się w togę - parsknęłam, z powrotem siadając - Wszyscy na pewno ubiorą się w togi.
      - Chyba że - Hadrian uśmiechnął się łobuzersko - wszyscy pomyślą tak jak ty i nikt nie ubierze się w chiton.
      - Nie sądzę - pokiwałam głową - to najprostsze.
      - A czy dawniej ktokolwiek szedł na łatwiznę? - spytała Mercedes, powątpiewająco unosząc brew.
      W sumie nie. Imprezy tematyczne u Wrony to zawsze były wiekopomne wydarzenia, w których z roku na rok brały udział coraz słynniejsze gwiazdy sportu.
W zeszłym roku - Oktoberfest - prawie wyszłam za Maćka Kota po tym jak przyniosłam mu kufel regionalnego, jagodowego piwa i okazało się, że marzył o nim od początku imprezy, więc postanowił mi się oświadczyć.
      Tym razem jak dobrze pójdzie może weźmie mnie za Afrodytę i wylądujemy na małym bang
      - Nie "może" - mruknął fryzjer mojej przyjaciółki - tylko "na pewno" i ja już się o to postaram.
      Więc zgodziłam się na tę całą togę i mieli rację, byłam w niej jedyną osobą.
      Byłam również jedyną osobą bez bielizny w todze, która opadała po moim prawym boku nie zszyta, przewiązana wyłącznie złotym łańcuszkiem zwieńczonym głową węża.
      Oraz jedną z niewielu w żaden sposób nie związaną ze sportem. 

      Moja toga miała barwę kości słoniowej i ciągnęła się do samej ziemi. Poza tym jedynym kolorem na jaki zgodził się Hadrian było złoto, miałam zatem kościosłoniową togę, czarne włosy z ombre, plus złote: diadem, pasek, kreski na powiekach, sandały i bransoletkę.
      Niezbyt to pomysłowe w obliczu Juliusza Cezara (Mańka Wlazłego) z rękojeścią miecza wymownie sterczącą z pleców, driady, cyklopa, ani nawet Herkulesa, ale najwidoczniej wszystkie te zabiegi kosmetyczne którymi maltretował mnie Hadrian przyniosły swój efekt, bo gdy tylko podeszłam do baru, Wrona upuścił swój szejker z ręki i cała zawartość rozlała się po posadzce.
      Tak się kończy szpanowanie przed nimfami. 
      Zamiast jednak zająć się sprzątaniem, wygramolił się zza bufeltu i rzucił mi na szyję, wołając:
      - W końcu!
      Chciałam taktownie poczekać aż Maciek Kot będzie bardziej wyluzowany, żeby moje szanse na bang wzrosły.
      Żartuję oczywiście, sam manikiur zajął mi ponad godzinę.
      - Pięknie wyglądasz - powiedział poważnie, łapiąc palcami moje ledwie upięte loki i nie szczędząc zerknięć na rozcięcie w mojej todze. - Naprawdę pięknie.
      Miałam go trzepnąć po głowie, kiedy zobaczyłam jego wielki koński tyłek i zrozumiałam kwestię gołej klaty.
      - Centaur? - parsknęłam śmiechem.
      - Centaur to nic - Powiedział Marcin Możdżonek (Archimedes?), który podszedł do baru po butelkę piwa. Miał na sobie koszulkę z symbolem Pi i niezliczoną ilością maluteńkich cyferek będących rozwinięciem tejże liczby - Zibi przebrał się za minotaura, a ja w końcu zrozumiałem kogo od zawsze mi przypomina.
      - Myślałam, że Quasi Modo.
      - Poczekaj aż zobaczysz go z rogami - ostrzegł i odszedł do swojej Hanki przebranej za Kleopatrę.
      - Ona... - zdumiona wskazałam na Możdżonkową kciukiem.
      - Tak - Wrona uśmiechnął się pod nosem. - Nie rozróżnia Rzymu od Egiptu. 
      Nagle, nie wiadomo skąd, u boku Andrzeja pojawiła się zielonowłosa kobieta przebrana za driadę - driad, nimf i legionistów było najwięcej. Tak naprawdę nikt poza mną nie założył togi, chyba że był przebrany za jakąś konkretną mitologiczną postać - i uśmiechając się szeroko wyciągnęła do mnie pokolorowaną w zielono-niebieskie tatuaże dłoń.
      - Sophia - przedstawiła się, a Wrona mrugnął do mnie znad jej ramienia, a potem spojrzał na kobietę takim totalnie cielęcym wzrokiem, że zachciało mi się śmiać.
      Kojarzyłam ją z tych kilku opowieści, które wymieniliśmy w trakcie zgrupowania. Była jakąś tłumaczką, czy opiekunką. Andrzej ją naprawdę uwielbiał.
      - Okej - spojrzała na niego - a moje malibu?
      Centaur najwyraźniej przypomniał sobie, że rozlał je na podłogę, bo podskoczył wraz ze swoim wielkim końskim tyłkiem i zaczął robić kolejną porcję.
      Ja tymczasem zajęłam się przeglądaniem towarzystwa. Był Winiarski przebrany za Apollina - strzał w dziesiątkę - jego żona Dagmara w kostiumie Meduzy i okularach przeciwsłonecznych, Kurek z gaśnicą na plecach (Neron? Czy cały lud rzymski?), Piotrek Nowakowski z łukiem, przepasce na biodrach i wielkim sercem na klacie, który chodził po ludziach i kuł ich strzałą z plastiku, kompletnie przemoczony Jurek Janowicz owinięty sztucznymi glonami i w koszulce z napisem "Jestem Acheleosem, nie Posejdonem", oraz Robert Lewandowski przebrany za jedną z muz. 
      Chwilę zajęło mi odnalezienie byczego Bartmana, ale warto było szukać, bo to zdecydowanie była jego rola. Wirował na parkiecie, który zajmowali z nim również Andrea Anastasi (zmyślnie przebrany za Jupitera), Kamil Stoch jako stuoki Argus, jego żona która miała być prawdopodobnie gorgoną, ale była na to zwyczajnie za ładna, Rouzier w hawajskiej koszuli, z wieńcem laurowym na głowie i winem w ręku (Dionizos), oraz satyr Aleks Atanasijević ze swoją dziewczyną. Ten ostatni gdy tylko mnie zobaczył, złapał ją za rękę i przyleciał się przywitać.
      - Josie! - zawołał, pochwycił mnie w ramiona i zaczął trajkować ze swoim serbskim akcentem. - Jak dobrze cię widzieć, Andżej nie był pewny czy przyjdziesz, a ty przyszłaś i jeszcze tak ładnie wyglądasz!
      To było tylko pierwsze zdanie, którym mnie obrzucił.
      Reszty było tak dużo, opowiadane tak niewyraźnie, że wolałam skupić się w tym czasie na jego kozich nóżkach, oraz na jego dziewczynie, która wyglądała jak... cóż, jak prostytutka.
      I wcale nie jestem wredna, zazdrosna, czy coś. Miała na sobie skórzaną minispódniczkę, czerwone kabaretki i siateczkowy top, spod którego wystawała jej koronkowa bardotka.
      Przede wszystkim jednak miała na powiekach niebieski cień. 
      Moja mama zawsze powtarzała, że na niebiesko malują się tylko prostytutki. 
      - To naprawdę jest najgenial...
      - Lea - wtrąciła mu się w pół zdania Prostytutka i wyciągnęła do mnie rękę, uśmiechając się pięknie, pomimo tego, że jej usta były umalowane utelniającą szminką. - Jestem dziewczyną Aleksa. 
      Powiedziała to po polsku i to najwyraźniej wywarło na mnie takie wrażenie, że spytałam tępo:
      - Czemu jesteś prostytutką?
      Wybuchnęła perlistym śmiechem, który zdradził mi, że mogła mnie nie więcej niż dwadzieścia lat.
      - Kojarzysz historię o założeniu Rzymu?
      - Ten mit o Remusie i Romulusie? - Co miała do tego prostytutka?
      - Niekoniecznie mit - uśmiechnęła się tajemniczo.
      Wywróciłam oczami, ale starałam się być przyjazna, gdy mówiłam:
      - Oczywiście, to zupełnie normalne, że wychowywała ich wilczyca.
      - Ty powiesz wilczyca, ja powiem Lupa - perorowała, a błysk jej oczu stał się jeszcze bardziej figlarny niż jej uśmiech.
      - A "lupa" to nie jest przypadkiem "wilczyca"?
      - Owszem. Ale "lupa" to również prostytutka. 
      Miałam nadzieję, że nie stałam z otwartą buzią zbyt długo z dwóch podowód: nie lubiłam jak nastolatki bywały ode mnie mądrzejsze, oraz nie lubiłam gdy przystojny facet widział we mnie rybę.
      A kiedy Lea zaciągnęła swojego kozłonoga z powrotem na parkiet, za moimi plecami stał właśnie przystojny facet. Konkretnie mówiąc:
      Matt za piękny na ten świat.
      Czy raczej powinnam powiedzieć: Hades.
      Tylko, że "Hades" z niczym mi się rymuje.


Ile wątków z poprzednich historii przewinęło się w dzisiejszym poście? Lubię ten motyw, zwłaszcza w książkach Ewy Nowak. Na pewno będę go często wykorzystywać. Jak tam po drugiej stronie? Afera Wam ewidentnie nie przypadła do gustu, a ja zupełnie nie rozumiem dlaczego. Jest w porządku, bardzo podobna do Słomki. Tak czy siak podobały mi się te wszystkie niepochlebne komentarze. Lubię, że nie próbujecie udawać - tak trzymać. Zero sarkazmu. Ugh, teraz zabrzmiało to jeszcze bardziej sarkastycznie. Nie miałam takiego zamiaru. Piszcie, poważnie. Nawet, a może zwłaszcza te niepochlebne.
Kocha, lubi, szanuje:
Wasza Ja.

12 komentarzy:

  1. Tym razem się niepochlebnych komentarzy nie doczekasz. Jest dużo postaci, jest bałagan, jest grecko-rzymska impreza u Andrzeja, więc jest i Andrzej, no i nie ma wkurzającej bohaterki, za to całkiem ciepła i sympatyczna osóbka. Z dżaredową ombre. I jak tu jej nie lubić?
    Nagi chiton trzy razy na tak, jeno krótko trochę i intrygująco. Matt? Anderson w sensie? Czy raczej Maćko Kot? Trochę pewnie potrzymasz nas w niepewności. Ech. Życie czytaczy jest jednak ciężkie.
    Eks oł, eks oł, życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, nie, ja serio musiałam zapytać google jak wygląda ten chiton, bo ja z tego typu nazw znam tylko kimono, a to inna część świata. A jak już się dowiedziałam, to poczułam się spokojniejsza, bo poznałam nowe słowo.
    Jak ktoś Ci mówi, że wyglądasz jak Jared Leto w ombre, to to jest ogromny komplement. Gorzej, jak wspomni się różowego irokeza czy smerfny kolor na jego głowie, wtedy to już gorzej... Anyway ombre dobra rzecz!
    A jeszcze lepsza rzecz to tematyczna impreza u Wrony. A jak jeszcze wpadają Ci takie sportowe rarytasy jak Janowicz czy Stoch, to już w ogóle. Zabrakło mi tylko Żyły jako ujaranego Pana i Ignaczaka jako Pegaza.
    Laska od Aleksa wygrała. Chociaż nie, wygrał Piter jako Eros. Szkoda, że miał przepaskę zamiast ogromnego pampersa, no ale wygrał i tak.
    Podoba mi się Matt za piękny na te świat. Znaczy, podoba mi się to, że się pojawił. Mógłby se tam stać przebrany nawet za Koloseum i tak wyglądałby za dobrze. Bo to Matt, czy tutaj trzeba coś tłumaczyć...
    Lubię to, bo ja lubię Ciebie w takiej wersji jak powyżej. Znaczy, w takiej lubię Cię najbardziej, co nie zmienia faktu, że w innych lubię mniej. No. Wiem, że rozumiesz.

    A to, że ona pod spodem jest naga jest tylko faktem, że wczuła się w klimat. I podejrzewam, że Maćkowi Kit-Kat to nie będzie przeszkadzało!

    Całuję, ściskam, dmucham i chucham, Ems.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta kobieta jest świetna, fajna i w ogóle najlepsza, więc jeżeli chcesz szukać niepochlebnych komentarzy to nie tym razem. Lubię ją, jej podejście do tematycznych imprez Andrzeja i jej szanse na bang z Kotem, ale nie ukrywam, że nie podoba mi się to, że "Hades" z niczym jej się nie rymuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze powiedziawszy to taką Aromę lubię najbardziej. Taką jak powyżej. Dzięki za piękną niespodziankę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja chciałam poza wyrazem mojej ogromnej miłości, tylko wspomnieć, że pamiętam, kiedy dostałam od Ciebie smsa z pytaniem "Kto może być Cezarem?" i odpowiedziałam "Jezus Chrystus".
    Dziękuję
    Dobranoc
    Twoja popierdolona Kat

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznaję się bez bicia, że ja ze Starożytności to kojarzę ledwie parę dat i wydarzeń, a z Rzymu i Grecji jeszcze mnie. Ale niestety, 1 gimnazjum to zbyt odległe czasy, a w 1 technikum mieliśmy taką babkę, że mimo najszczerszych chęci, po prostu słuchać się jej nie dało.
    większości postaci, za które się poprzebierali nie kojarzę (ale wstyd!), ale moja wyobraźnia może chociaż poszaleć. Nie wiem, za co przebrała się żona Kamila, ale zgadzam się, jest na to stanowczo za ładna. Dziewczyna Aleksa kupiła mnie w całości, chociaż początkowo nie myśłałam, że ją polubię.
    W ogóle to chciałabym ich zobaczyć tak poprzebieranych, to byłoby coś :D
    I w ogóle to główna bohaterka jest fajna, choć wydaje mi się, że przy trzech poprzednich jest stanowczo zbyt normalna, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
    No i Anderson. (bo to o niego chodzi, prawda?) Ach, on rzeczywiście jest za piękny na ten świat, ale dobrze, że jest, mamy się kim zachwycać.
    Początkowo myślałam, że to wreszcie coś Maćkowego, ale Matta też biorę w ciemno. Chyba, że Aroma znów coś wymyśli i Josie skończy jeszcze z kimś innym.
    Ps. Na skokową historię też czekam =)

    buźka ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja praca licencjacka zakwiczała z radości, że mogę ją na chwilę porzucić i przeczytać o Starożytnym Rzymie w krzywym zwierciadle.
    A Możdżonkowa Hania najpewniej zainspirowała się Asterixem i Obelixem, gdzie Julek Cezar bratał się z Kleo, innego wytłumaczenia nie widzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to Julek Cezar w rzeczywistości też bratał się z Kleo, ale jak już wspomniałam na Twitterze, bezpośredniego związku z Imperium to ta moja idolka nie miała.

      Usuń
  8. Wszystko, fajnie, ale czy naprawdę Matt jest za piękny na ten świat? Już prędzej Misio Winiarski :3
    A co do Afry to był kawał biczy i tyle. Ta tutaj wydaje się być pozytywna, więc czekam na następną część z niecierpliwością :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurcze karzesz mi się tu głowić nad tym, jakie wątki z innych historii są tu zawarte, a ja zupełnie nie mam do tego głowy, bo się zakochałam w takiej "Afrodycie" <3
    Bo ona jest taka całkowicie Aromatyczna. Taka jak ja pamiętam twoje historie z onetu, dzięki którym poznałam twoją twórczość i do tej pory nie mogę się od niej oderwać. Jesteś nieliczną z Autorek, których historie pamiętam...
    Powinnam się teraz uczyć do sprawdzianu z historii właśnie, ale nie, ja wolałam tu zajrzeć i przeczytać o imprezie Wroniastego rodem z Olimpu :D Bo starożytność zawsze będzie lepsza od nowożytności i pierwszej wojny światowej :P
    I wesz co ci powiem?
    Ja zwyczajnie nie czuję się zdolna do tego, żeby powiedzieć ci złe słowo. Nie po tym, co twoja twórczość ze mną robi :*
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń