Uciekłam z rąk Maćka Muzaja przebranego za króla zombie ("Ale co ty? Nie poznajesz? Jestem ojcem Tezeusza po tym jak z rozpaczy rzucił się z okna swojej komnaty!"), jeszcze jednego króla tym razem Minosa (Daniel Pliński) co poznałam po tym, że jego żona była cała złota, oraz Łukasza Kadziewicza z koniem na głowie.
Serio. Z drewnianym koniem. Na głowie.
- Jesteś... czym ty właściwie jesteś?
- Och, skarbie! - wziął mnie w ramiona. - Co kojarzy ci się z koniem?
- Wojna trojańska. Jesteś Trojanami?
Roześmiał się rozkosznie i zaczęliśmy tańczyć.
- Blisko, ale zgaduj dalej.
- Wszystkimi Grekami, którzy się w nim schowali?
- Nie wygłupiaj się, skarbie - mruknął Kadziu, bo on zawsze był taki lubieżny i pocałował mnie w rękę, którą w tańcu miałam splecioną z jego. - Kto był pomysłodawcą Konia Trojańskiego?
- Odyseusz! - zawołałam rozentuzjazmowana swoją błyskotliwością, a Łukasz na to:
- Brawo, skarbie! W nagrodę za to dostaniesz od wujka Kadzia całusa! - i pochylił się w moją stronę, ale ja już miałam dosyć niespodziewanych całusów na dzisiaj, więc wyplątałam się szybko i cmoknąwszy go w policzek, krzyknęłam:
- Zostawię go sobie na później! - a potem uciekłam nad basen.
Jezu, wystarczy raz nie założyć bielizny pod togę i od razu wszyscy chcą człowieka całować.
Miałam w planach poużalać się trochę nad sobą, albo poprzeklinać w myślach Hadriana za ten pomysł z togą, kiedy usłyszałam za plecami:
- Dobry wieczór.
I chociaż woda w basenie była podgrzewana, a pomimo wczesnej nocy, temperatura powietrza całkiem wysoka, to miałam dziwne przeczucie, że to gorąco które nagle poczułam, nie miało nic wspólnego z tymi dwoma czynnikami.
To było gorąco czystej paniki.
- Och, to ty - wymamrotałam.
Gregor uniósł brwi w nieszczerym, niewinnym zdumieniu.
- Jej, spodziewałaś się kogoś innego.
- O co ci chodzi? - parsknęłam, ściągając brwi.
Ostatecznie to nie ja przyszłam na domówkę Wrony z pierwszą lepszą Persefoną. Zwłaszcza, że on sam był przebrany za Aresa! No sense!
Tak sądziłam przynajmniej. No bo miał na sobie wojskowe buty, spodnie moro i czarną podkoszulkę, a kiedy widziałam go wcześniej miał jeszcze na głowie hełm żołnierski i miecz przy boku.
Teraz miał tylko te swoje głupie spodnie, buty i koszulkę z dekoltem w serek.
I te okropne niebieskie oczy. Cudownie okropne.
- O nic mi nie chodzi - odparł z doskonałą fałszywością. - Po prostu trzeba było mnie uprzedzić, że przyjdziesz z Andersonem, to też bym z kimś przyszedł, zamiast wychodzić na idiotę.
- A co, niby nie przyszedłeś, tak? - parsknęłam śmiechem. Doskonale pamiętałam jak wszedł na główną taneczną salę z Persefoną pod rękę, a potem zaczął ją przedstawiać Andrzejowi.
- No, niby nie przyszedłem. W przeciwieństwie do ciebie - dodał jadowicie.
- Ja? - przytknęłam dłoń do mostka. - Ja przyszłam sama jak palec.
- Och, zapewne. A Anderson pocałował cię z zaskoczenia.
Cóż, właściwie to tak właśnie było.
- Jak śmiesz robić mi wymówki kto może, a kto nie może mnie całować? - obruszyłam się. - Wiedziałeś doskonale, że będę na imprezie u Andrzeja! Nie taką mieliśmy umowę!
Gregor spojrzał na mnie z wyrazem największego otępienia na twarzy. Czyżby dostał amnezji i zapomniał, że na imprezach okolicznościowych zawsze pojawialiśmy się razem?
- O czym ty mówisz? Przecież to ty złamałaś umowę!
Otworzyłam szeroko oczy do głębi dotknięta tą obelgą i wytknęłam go palcem.
- Złamałam umowę, ponieważ ty pierwszy złamałeś umowę!
- Kiedy?! - wybuchnął, a głos podniósł mu się o trzy dźwięki.
- Jak przyszedłeś z tą całą Persefoną!
Znów opadł mu cały poziom adrenaliny.
- Nie przyszedłem z nią, tylko ją przyprowadziłem.
- Och, nie wątpię - zaśmiałam się ironicznie. - Po drodze pewnie robiąc sobie sesję rekreacyjną na łączce przed domem.
- O czym ty mówisz w ogóle? - podniósł ręce do góry, aż piwo, które miał w butelce, ochlapało mu trochę koszulkę. - Przecież ja ją tylko przyprowadziłem, żeby nie siedziała sama w domu, tym bardziej, że za trzy dni z powrotem wyjeżdża do Stanów.
- Co?
- Co? - powtórzył tak samo zdezorientowany jak ja.
- To kto to jest?
- Susannah, moja kuzynka z Ameryki, przecież ci o niej opowiadałem.
Jezu.
Nie "Jezu, rzeczywiście mi o niej opowiadał".
Ani "Jezu, czyli zrobiłam z siebie idiotkę".
Tylko "Jezu, Kłos właśnie usiadł na końskim tyłku Wrony i tańczy Macarenę".
Grzesiek podążył za moim wzrokiem, oglądając się w tył i sapnął, zupełnie jak ja przed chwilą w myślach:
- Jezu - a potem parsknął śmiechem.
- Boże - wymamrotałam, siadając na leżaku nad basenem. Była noc, niebo jaśniało milionem gwiazd, a lampy na dnie sztucznego zbiornika z wodą mojego starego przyjaciela rozsiewały wokół tajemniczą aurę.
Powiedziałabym, że było całkiem romantycznie gdyby nie fakt, że właśnie pokłóciłam się z jedynym facetem, do którego coś w ogóle czułam.
- Więc wy nic tego? - wymamrotałam, a Gregor usiadł na leżaku obok.
- Oczywiście, że nie. Przecież mamy naszą umowę - odparł łagodnie, a potem skrzywił się i dodał: - Przynajmniej mieliśmy.
- Jezu, Grzesiek, oczywiście, że mamy!
- Aha i w związku z tym obściskujesz się z Andersonem? Kurcze, musiałem przysnąć gdy omawialiśmy tę ewentualność.
- To nie tak - przycisnęłam rękę do czoła. - To on mnie pocałował.
- No specjalnie nie oponowałaś - zauważył kwaśno.
- Bo myślałam, że przyszedłeś z Persefoną! Chciałam się zemścić!
- Zemścić? - zdziwił się, ale na ustach majaczył się mu ślad uśmiechu. - Od kiedy to ty się mścisz?
- Jezu, nie wiem - jęknęłam. - To był jego pomysł, a ja byłam taka wściekła!
- Wściekła? - tak, ewidentnie się uśmiechał. - Czy zazdrosna?
Zmrużyłam oczy, obrzucając go morderczym spojrzeniem, a potem pojęłam pewną newralgiczną rzecz.
- Nie byłam ani wściekła, ani zazdrosna. Byłam tylko niemożliwe rozczarowana, bo ja w ogóle nie mam cię zbyt często, a teraz jeszcze miała mi cię odebrać inna kobieta.
Grzesiek przyglądał mi się przez chwilę w milczeniu, a jego niebieskie oczy w tym basenowym świetle były wręcz obłędnie błękitne.
A później, nie mówiąc ani słowa więcej, pochylił się do mnie i to był pierwszy pocałunek tego wieczoru, którego naprawdę chciałam.
Było ciepło i romantycznie, a on tak cudownie smakował porzeczkami.
- Zmieńmy to. Ja też mam cię za rzadko. Chcę cię ciągle. Boże, Josie, ja jestem w tobie obłędnie zakochany. Świata poza tobą nie widzę. Kocham cię.
- Serio? Matko. A myślałam, że tylko ja tak mam. Ja też cię kocham.
A potem znów zaczęliśmy się całować. Po chwili jednak spojrzeliśmy w głąb Andrzejowego ogrodu i zobaczyliśmy, jak Matt i Susannah siedzą na ławce i głośno się z czegoś śmieją. Z plastikowej strzały Cichego.
- Jako bogini miłości daję im swoje błogosławieństwo.
- Spójrz - powiedział Gregor, głaszcząc mnie po ramieniu. - Afrodyta i Ares, a tam Hades i Persefona. I obyło się bez porywania.
Spojrzałam na Piotrka w pieluszce i puściłam mu oko, ale on tylko zrobił się cały czerwony i ukrywając uśmiech pobiegł wgłąb domu. Ja tymczasem poczułam jak ręka mojego doskonałego Aresa wsuwa się przez szparę w moim odzieniu i zaczyna wędrować w najcieplejsze miejsca.
Grzesiek pocałował mnie w szyję i ucho.
- Podoba mi się ta toga.
- To jest chiton.
Um. Bartek, Michał, czy Rafał Buszek? Hera, koka, hasz, czy LSD? A może Echo? Albo, o Boże, chyba straciłam sens w lecie. A lata jeszcze nawet nie ma. Wake me up in July.
Ściskańsko, Aroma.
PS. Serdeczne podziękowania dla Moniki Brodki, Julii Marcell, Beatlesów, Płynów, Karoliny Czarneckiej i przede wszystkim Repugnancee, bo gdyby nie zgłosiła się na wolontariusza toby wcale nie było!
Ja bardzo proszę o Michała, ty wiesz.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam sobie to jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. I dalej nie wierzę, że ktoś mógł mnie tak bardzo przekonać do jakiegokolwiek Grześka. Bo ja jakoś z reguły Grześków nie lubię.
Wielbię ich dialog, naprawdę. ♥
nie jestem pewna, ale to jest chyba pierwsze opowiadanie, w którym Gregor był poważny. poważny Grzesiek jest fajny.
OdpowiedzUsuńdobrze, że oni ze sobą porozmawiali, a nie odstawiali jakieś szopki.
i zgodzę się z Repugnance, ich rozmowa jest naprawdę świetna :)
ps. jeżeli mogę wyrazić swoje zdanie, to jeśli chodzi o Michała Wu., to ja bardzo o niego proszę. jeżeli chodzi o innego Michała, to ja proszę o Buszka, bo jeszcze chyba nic o nim nie czytałam i chętnie bym to zmieniła ;)
pozdrawiam :*
Michał i Rafał Buszek. Wielbię Gregora. Jak nic <3
OdpowiedzUsuńKażdy, nawet, kurde, Putin, byle nie Kurek. Ploxi.
OdpowiedzUsuńNo i właśnie: po co brać się za Andersona, skoro można mieć Grzesia? No po co? Jak można mieć Grzesia, to się bierze Grzesia. I kropka.
Gregor to prawdziwy Łomacz serc. Ale ja Gregora uwielbiam, kocham, ubóstwiam, a jeszcze paczałki najchętniej oprawiłabym sobie w ramki. Razem z Gregorem, of kors.
OdpowiedzUsuńAle ten Gregor to taki inny w Twoim wydaniu. Bo pamiętam Słomkowego Gregora i tamten to zamiatał jednym tekstem. Tutejszy Gregor jest dorosły, dojrzały, męski i taki ugh i agh i klepałabym jak babka pacierz.
Czy Josie nie za dobrze? Anderson, Kadziu, Gregor? Mój Boże, ubieram chiton i idę w miasto. Albo na mecz w czerwcu. Ubiorę chiton, wybazgram sobie na nim nazwisko Winiarskiego i będę zbierać żniwa.
W ogóle Josie jest fajna, bo nie ogarnia, a ja lubię takie nieogarnięte (ale nieogarnięte inteligentnie) bohaterki. I ogółem to ja chcę jej więcej, a jak nie jej, to poproszę o Bartka albo o Michała. Bo to moi dwaj ulubieńcy w wykonaniu Aromy.
Dużo miłości, pokoju i procentów. Na maturze.
<3
*jego paczałki, no bo przecież nie swoje.
UsuńJeeejku, Gregor <3 Uwiódł mnie bardziej niż to możliwe.
OdpowiedzUsuńW ogóle zakochałam się bez opamiętania w tej historii.
PS To ja poproszę Bartka.
Albo Michała.