poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Nemezis, czyli nagi chiton TRZY i ostatni.

      Uciekłam z rąk Maćka Muzaja przebranego za króla zombie ("Ale co ty? Nie poznajesz? Jestem ojcem Tezeusza po tym jak z rozpaczy rzucił się z okna swojej komnaty!"), jeszcze jednego króla tym razem Minosa (Daniel Pliński) co poznałam po tym, że jego żona była cała złota, oraz Łukasza Kadziewicza z koniem na głowie.
      Serio. Z drewnianym koniem. Na głowie.
      - Jesteś... czym ty właściwie jesteś?
      - Och, skarbie! - wziął mnie w ramiona. - Co kojarzy ci się z koniem?
      - Wojna trojańska. Jesteś Trojanami?
      Roześmiał się rozkosznie i zaczęliśmy tańczyć.
      - Blisko, ale zgaduj dalej.
      - Wszystkimi Grekami, którzy się w nim schowali?
      - Nie wygłupiaj się, skarbie - mruknął Kadziu, bo on zawsze był taki lubieżny i pocałował mnie w rękę, którą w tańcu miałam splecioną z jego. - Kto był pomysłodawcą Konia Trojańskiego?
      - Odyseusz! - zawołałam rozentuzjazmowana swoją błyskotliwością, a Łukasz na to:
      - Brawo, skarbie! W nagrodę za to dostaniesz od wujka Kadzia całusa! - i pochylił się w moją stronę, ale ja już miałam dosyć niespodziewanych całusów na dzisiaj, więc wyplątałam się szybko i cmoknąwszy go w policzek, krzyknęłam:
      - Zostawię go sobie na później! - a potem uciekłam nad basen.
      Jezu, wystarczy raz nie założyć bielizny pod togę i od razu wszyscy chcą człowieka całować.
      Miałam w planach poużalać się trochę nad sobą, albo poprzeklinać w myślach Hadriana za ten pomysł z togą, kiedy usłyszałam za plecami:
      - Dobry wieczór.
      I chociaż woda w basenie była podgrzewana, a pomimo wczesnej nocy, temperatura powietrza całkiem wysoka, to miałam dziwne przeczucie, że to gorąco które nagle poczułam, nie miało nic wspólnego z tymi dwoma czynnikami.
      To było gorąco czystej paniki.
      - Och, to ty - wymamrotałam.
      Gregor uniósł brwi w nieszczerym, niewinnym zdumieniu.
      - Jej, spodziewałaś się kogoś innego.
      - O co ci chodzi? - parsknęłam, ściągając brwi.
      Ostatecznie to nie ja przyszłam na domówkę Wrony z pierwszą lepszą Persefoną. Zwłaszcza, że on sam był przebrany za Aresa! No sense!
      Tak sądziłam przynajmniej. No bo miał na sobie wojskowe buty, spodnie moro i czarną podkoszulkę, a kiedy widziałam go wcześniej miał jeszcze na głowie hełm żołnierski i miecz przy boku.
      Teraz miał tylko te swoje głupie spodnie, buty i koszulkę z dekoltem w serek.
      I te okropne niebieskie oczy. Cudownie okropne.
      - O nic mi nie chodzi - odparł z doskonałą fałszywością. - Po prostu trzeba było mnie uprzedzić, że przyjdziesz z Andersonem, to też bym z kimś przyszedł, zamiast wychodzić na idiotę.
      - A co, niby nie przyszedłeś, tak? - parsknęłam śmiechem. Doskonale pamiętałam jak wszedł na główną taneczną salę z Persefoną pod rękę, a potem zaczął ją przedstawiać Andrzejowi.
      - No, niby nie przyszedłem. W przeciwieństwie do ciebie - dodał jadowicie.
      - Ja? - przytknęłam dłoń do mostka. - Ja przyszłam sama jak palec.
      - Och, zapewne. A Anderson pocałował cię z zaskoczenia.
      Cóż, właściwie to tak właśnie było.
      - Jak śmiesz robić mi wymówki kto może, a kto nie może mnie całować? - obruszyłam się. - Wiedziałeś doskonale, że będę na imprezie u Andrzeja! Nie taką mieliśmy umowę!
      Gregor spojrzał na mnie z wyrazem największego otępienia na twarzy. Czyżby dostał amnezji i zapomniał, że na imprezach okolicznościowych zawsze pojawialiśmy się razem?
      - O czym ty mówisz? Przecież to ty złamałaś umowę!
      Otworzyłam szeroko oczy do głębi dotknięta tą obelgą i wytknęłam go palcem.
      - Złamałam umowę, ponieważ ty pierwszy złamałeś umowę!
      - Kiedy?! - wybuchnął, a głos podniósł mu się o trzy dźwięki.
      - Jak przyszedłeś z tą całą Persefoną!
      Znów opadł mu cały poziom adrenaliny.
      - Nie przyszedłem z nią, tylko ją przyprowadziłem.
      - Och, nie wątpię - zaśmiałam się ironicznie. - Po drodze pewnie robiąc sobie sesję rekreacyjną na łączce przed domem.
      - O czym ty mówisz w ogóle? - podniósł ręce do góry, aż piwo, które miał w butelce, ochlapało mu trochę koszulkę. - Przecież ja ją tylko przyprowadziłem, żeby nie siedziała sama w domu, tym bardziej, że za trzy dni z powrotem wyjeżdża do Stanów.
      - Co?
      - Co? - powtórzył tak samo zdezorientowany jak ja.
      - To kto to jest?
      - Susannah, moja kuzynka z Ameryki, przecież ci o niej opowiadałem.
      Jezu.
      Nie "Jezu, rzeczywiście mi o niej opowiadał".
      Ani "Jezu, czyli zrobiłam z siebie idiotkę".
      Tylko "Jezu, Kłos właśnie usiadł na końskim tyłku Wrony i tańczy Macarenę".
      Grzesiek podążył za moim wzrokiem, oglądając się w tył i sapnął, zupełnie jak ja przed chwilą w myślach:
      - Jezu - a potem parsknął śmiechem.
      - Boże - wymamrotałam, siadając na leżaku nad basenem. Była noc, niebo jaśniało milionem gwiazd, a lampy na dnie sztucznego zbiornika z wodą mojego starego przyjaciela rozsiewały wokół tajemniczą aurę.
      Powiedziałabym, że było całkiem romantycznie gdyby nie fakt, że właśnie pokłóciłam się z jedynym facetem, do którego coś w ogóle czułam.
      - Więc wy nic tego? - wymamrotałam, a Gregor usiadł na leżaku obok.
      - Oczywiście, że nie. Przecież mamy naszą umowę - odparł łagodnie, a potem skrzywił się i dodał: - Przynajmniej mieliśmy.
      - Jezu, Grzesiek, oczywiście, że mamy!
      - Aha i w związku z tym obściskujesz się z Andersonem? Kurcze, musiałem przysnąć gdy omawialiśmy tę ewentualność.
      - To nie tak - przycisnęłam rękę do czoła. - To on mnie pocałował.
      - No specjalnie nie oponowałaś - zauważył kwaśno.
      - Bo myślałam, że przyszedłeś z Persefoną! Chciałam się zemścić!
      - Zemścić? - zdziwił się, ale na ustach majaczył się mu ślad uśmiechu. - Od kiedy to ty się mścisz?
      - Jezu, nie wiem - jęknęłam. - To był jego pomysł, a ja byłam taka wściekła!
      - Wściekła? - tak, ewidentnie się uśmiechał. - Czy zazdrosna?
      Zmrużyłam oczy, obrzucając go morderczym spojrzeniem, a potem pojęłam pewną newralgiczną rzecz.
      - Nie byłam ani wściekła, ani zazdrosna. Byłam tylko niemożliwe rozczarowana, bo ja w ogóle nie mam cię zbyt często, a teraz jeszcze miała mi cię odebrać inna kobieta.
      Grzesiek przyglądał mi się przez chwilę w milczeniu, a jego niebieskie oczy w tym basenowym świetle były wręcz obłędnie błękitne.
      A później, nie mówiąc ani słowa więcej, pochylił się do mnie i to był pierwszy pocałunek tego wieczoru, którego naprawdę chciałam.
      Było ciepło i romantycznie, a on tak cudownie smakował porzeczkami.
      - Zmieńmy to. Ja też mam cię za rzadko. Chcę cię ciągle. Boże, Josie, ja jestem w tobie obłędnie zakochany. Świata poza tobą nie widzę. Kocham cię.
      - Serio? Matko. A myślałam, że tylko ja tak mam. Ja też cię kocham.
      A potem znów zaczęliśmy się całować. Po chwili jednak spojrzeliśmy w głąb Andrzejowego ogrodu i zobaczyliśmy, jak Matt i Susannah siedzą na ławce i głośno się z czegoś śmieją. Z plastikowej strzały Cichego.
      - Jako bogini miłości daję im swoje błogosławieństwo.
      - Spójrz - powiedział Gregor, głaszcząc mnie po ramieniu. - Afrodyta i Ares, a tam Hades i Persefona. I obyło się bez porywania.
      Spojrzałam na Piotrka w pieluszce i puściłam mu oko, ale on tylko zrobił się cały czerwony i ukrywając uśmiech pobiegł wgłąb domu. Ja tymczasem poczułam jak ręka mojego doskonałego Aresa wsuwa się przez szparę w moim odzieniu i zaczyna wędrować w najcieplejsze miejsca.
       Grzesiek pocałował mnie w szyję i ucho.
       - Podoba mi się ta toga.
       - To jest chiton.




Um. Bartek, Michał, czy Rafał Buszek? Hera, koka, hasz, czy LSD? A może Echo? Albo, o Boże, chyba straciłam sens w lecie. A lata jeszcze nawet nie ma. Wake me up in July. 
Ściskańsko, Aroma. 

PS. Serdeczne podziękowania dla Moniki Brodki, Julii Marcell, Beatlesów, Płynów, Karoliny Czarneckiej i przede wszystkim Repugnancee, bo gdyby nie zgłosiła się na wolontariusza toby wcale nie było! 

7 komentarzy:

  1. Ja bardzo proszę o Michała, ty wiesz.
    Przeczytałam sobie to jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. I dalej nie wierzę, że ktoś mógł mnie tak bardzo przekonać do jakiegokolwiek Grześka. Bo ja jakoś z reguły Grześków nie lubię.
    Wielbię ich dialog, naprawdę. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. nie jestem pewna, ale to jest chyba pierwsze opowiadanie, w którym Gregor był poważny. poważny Grzesiek jest fajny.
    dobrze, że oni ze sobą porozmawiali, a nie odstawiali jakieś szopki.
    i zgodzę się z Repugnance, ich rozmowa jest naprawdę świetna :)

    ps. jeżeli mogę wyrazić swoje zdanie, to jeśli chodzi o Michała Wu., to ja bardzo o niego proszę. jeżeli chodzi o innego Michała, to ja proszę o Buszka, bo jeszcze chyba nic o nim nie czytałam i chętnie bym to zmieniła ;)
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Michał i Rafał Buszek. Wielbię Gregora. Jak nic <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy, nawet, kurde, Putin, byle nie Kurek. Ploxi.
    No i właśnie: po co brać się za Andersona, skoro można mieć Grzesia? No po co? Jak można mieć Grzesia, to się bierze Grzesia. I kropka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gregor to prawdziwy Łomacz serc. Ale ja Gregora uwielbiam, kocham, ubóstwiam, a jeszcze paczałki najchętniej oprawiłabym sobie w ramki. Razem z Gregorem, of kors.
    Ale ten Gregor to taki inny w Twoim wydaniu. Bo pamiętam Słomkowego Gregora i tamten to zamiatał jednym tekstem. Tutejszy Gregor jest dorosły, dojrzały, męski i taki ugh i agh i klepałabym jak babka pacierz.
    Czy Josie nie za dobrze? Anderson, Kadziu, Gregor? Mój Boże, ubieram chiton i idę w miasto. Albo na mecz w czerwcu. Ubiorę chiton, wybazgram sobie na nim nazwisko Winiarskiego i będę zbierać żniwa.
    W ogóle Josie jest fajna, bo nie ogarnia, a ja lubię takie nieogarnięte (ale nieogarnięte inteligentnie) bohaterki. I ogółem to ja chcę jej więcej, a jak nie jej, to poproszę o Bartka albo o Michała. Bo to moi dwaj ulubieńcy w wykonaniu Aromy.
    Dużo miłości, pokoju i procentów. Na maturze.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeeejku, Gregor <3 Uwiódł mnie bardziej niż to możliwe.
    W ogóle zakochałam się bez opamiętania w tej historii.

    PS To ja poproszę Bartka.
    Albo Michała.

    OdpowiedzUsuń